Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Mieszkaniec stolicy
Kolejna grupka ghuli podbiegła do nich. Robią się inteligentne, zaraz zaczną szturmować grupami po kilkanaście. Zamachnął się i wbił ostrze w bok jednego z nich. Chwycił za miecz, a wtedy Adramelech ruchami w przód i w tył wbił się ostrzem głębiej i przeciął go na pół, gdy dotarł do słabych kości kręgosłupa. Pozostałe rzuciły się na klingę i chciały ją wyrwać. Nie mógł puścić miecza. Operował tylko jedną ręką. Kopnął jednego z nich w kolano, noga poniżej zdrętwiała ghulowi. Upadł. Dwa pozostałe ciągnęły dalej. Ciągnął z całych sił, lecz zombiaki trzymały mocno. Wtem przepołowiony umarlak podczołgał się do jego nóg, drugi trafiony, wierzgając się, także złapał za jego nogę. Zaklął przez zęby. Z wysiłku i zaangażowania całego organizmu na utrzymaniu miecze nie krzyczał o pomoc. Puścił miecz. Ghule odleciały na znaczną odległość. Sztyletem dobił zwłoki przy jego nogach, powoli zaczęły wgryzać mu się w stopy. Podbiegł po swój oręż. Jeden ze złodziei chwycił miecz i zaczął atakować nekromantę. Napotykał jednak na magiczną tarczę. Szybki ruch sztyletem w przegub ręki sprawił, ze miecz znów trafił w ręce człowieka. Rozciął na dwie części ghula, tak samo postąpił z następnym. Zerknął w stronę Laski. Wciąż tam jest, tak jak strażnicy. Przeniósł wzrok na Tinuviel. Jest ranna, cholera. Podszedł bliżej niej. Zbliżało się do nich kilka szkieletów. Adramelech był gotów.
Offline
Szyła dalej.
Już nie zwracała uwagi na rany, na pozasychaną karminową krew, czy struszkę spływającą po brzuchu.
Przyłożyła cięciwę do tego samego miejsca. Wypuściła strzałę. Trafiła. Grot trafił dokładnie tam gdzie chciała, czyli między oczy.
Obróciła się by obaczyć jak radzi sobie Ad. Chciała dłużej poobserwować ale miała insze zajęcia.
Znów sięgnęła po strzałę i znów naciągnęła cięciwę.
A nieumarli zmierzali w jej stronę. Byli coraz bliżej.
Zdecydowanie nie miałą tego dnia szczęścia.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Szkielety były uzbrojone w połamane włócznie i zardzewiałe miecze. Na nagich kościach piątki z nich widniały pozostałości po wspaniałych zbrojach. Całe szczęście oręż trupów nie imał się człowieka. Zwinne ruchy mieczem i niepełne obroty, sprawiły, że po chwili leżało na ziemi siedem pozostałości po chodzących kościotrupach. Jeden stał jeszcze. Był bez broni. Skoczył na nekromantę i zawiesił mu się na szyi. Chciał palcami zasłonić mu widok, lecz chude kości nie były w stanie zasłonić wizji Adramelechowi. Wbił miecz w ziemię i sięgnął za plecy. Zrzucił napastnika i potłukł go o miecz. Chwycił broń i obiegł wzrokiem wszystko wokół. Żaden stwór nie podążał ku łuczniczce. Przez chwile patrzył na nią. Zgrabne ruchy elfki zachwyciły go. Ręka za plecy po strzałę, napięcie łuku, świst i strzała wbita w nogę ghula. Pięknie. Wszystko robiła tak szybko, za chwilę droga po Laskę, będzie wolna. Z niepokojem zerkał na licha.
Offline
Świst.
Zerknęła do tyłu, by zobaczyć jak radzi sobie Nekromanta, a przyznać trzeba było radził sobie całkiem nieźle. Uśmiechnęła się, wierzchem dłoni ścierając stróżkę krwi.
Jeszcze trochę, jeszcze tylko paru. Naciągnęła cięciwę kompozytwego łuku - ten jęknął znajomo. Zmróżyła oko celując w ghoula. Lotka dotykała koncika ust. Robiła wszystko tak jak uczyła ją Lomeriel.
Świst.
To dla niej, dzięki niej. Znów sięgnęła za plecy.
Ad stał opodal, a ona czuła się pewniej.
Offline
Smoczy Sędzia
Smok był lekko zdenerwowany sytuacją. Wszyscy dobrze się bawią, a on musi bez przerwy wykonywać czyjeś rozkazy. Skoczył lekko w kierunku licza z gracją lecącego kulawego mamuta...
Licz właśnie tonął na Titanicu...
Kilkadzisiąt ton żywej masy przeleciało obok umarlaka z prędkością atakującego gryfa i wbiło się w stojących obok niego sługów, uderzając przy tym Ada ogonem...
Licz został niemal natychmiast uratowany przez przepływający niedaleko okręt...
Smok podniósł się szybko i z wściekłością głodnego wampira rzucił się na Przywódcę Umarłych i powalił go swoim ciężarem.
Okrętem tym była Lusitania...
Laska opuściła swojego tymczasowego właściciela, razem z kawałkiem jego ręki (nieumarli nie słyną ze swej wytrzymałości...).
- Zgodnie z umową: możecie go załatwić. - Ryknął smok i zionął na nieumarłych, trzymając Licza łapą.
Ostatnio edytowany przez Kraght'nar (2008-02-13 17:04:22)
Offline
Zefir także celował w rękę przeklętego licza. Najpierw trafiła energia kości, potem atak Adramelecha powalił nieumarłego, następnie nastąpił atak smoka, który pozbawił go ręki i zarazem Laski.
- Adramelech, bierz Laskę! - ryknął Nekromanta.
Tymczasem licz odepchnął smoka potężnym zaklęciem, Kraght'nar poszybował wręcz kilkanaście metrów do tyłu. Nieumarły mag powstał. Mógł walczyć choćby i w postaci lewitującej czaszki, dla tak potężnego niemartwego nie miało to żadnego znaczenia. Zefir i licz podnieśli dłonie do twarzy i rzekli jednocześnie, choć głos żywego, pobudzonego Nekromanty kontrastował mocno z upiornym szeptem umarłego:
- Wenom!
W dłoniach magów pojawiły się cieniste ostrza. Natychmiast ruszyli na siebie i starli się z klingami. Ostrza Nicości potrafiły przeciąć wszystko... Za wyjątkiem innych Ostrz. Ich szermierka była bardzo spontaniczna, bowiem żaden z nich nie miał pojęcia o posługiwaniu się mieczem. Tylko dzięki temu Zefir mógł jakoś zatrzymać licza, a Adramelech miał dość czasu, by dopaść wreszcie swój artefakt.
Gdy tylko go dopadł, poczuł na całym ciele drżenie. Tymczasowy właściciel Laski musiał rozbudzić w niej niesamowitą moc, która ogarniała teraz Adramelecha. Jego mana powiększyła się, pomniejsze zaklęcia mógł rzucać bez żadnego wysiłku, silniejsze były znacznie łatwiejsze do rzucenia. Czuł magię tak wyraźnie, jak widzi i słyszy się rzeczywistość. Mógł wyczuć połączenie licza z nieumarłymi i jego kontrolę nad nimi, mógł też wyczuć magiczny puls jego filakterium! Okazało się, że dusza licza była skryta w małym kawałku srebra w jego czaszce, kość była w tym miejscu ciemna jak węgiel. Zniszczenie lub uszkodzenie filakterium oznaczało koniec dla przywódcy nieumarłych, a tym samym umożliwiłoby Nekromancie odebranie mu kontroli nad jego sługami i zniszczenie ich prostym zaklęciem.
Trzeba było działać, póki licz nadal pojedynkuje się z Zefirem. Mieli tylko jeden strzał.
Offline
Nadal trwała w przyklęku. Wszystko zmierzało ku końcowi... a każdy koniec to jednocześnie początek.
Niedbale odgarnęła włosy, wierzchem dłoni roztarła kurz osiadły na twarzy. Doskonale widziała Zefira walczącego z lichem i Adramelecha, który w końcu dopadł do swego artefaktu. Wszystko zmierzało ku końcowi...
Krzyk Adramelecha, niewyraźny krzyk. Pojedyncze słowa docierające do uszu. A jednak sens zrozumiały.
Spojrzała na licha. Na czaszcze zauważyła mały, czarny punkt.
Spowrotem obróciła się w stronę ukochanego. Pokiwał potakująco głową.
Znowu wszystko zwolniło, straciło barwy. Wszystko umilkło.
Sięgnęła po strzałę, powoli, wolno. Naciągnęła cięciwę, łuk szczęknął żałośnie. Lotka w kąciku ust, zmróżona powieka, skupienie wymalowane na twarzy.
Długo celowała, ale cóż strzelanie do ruchomego celu nie było łatwe.
Puściła cięciwę.
I wszystko wróciło do normy...
Offline
Piekielnica
- No dobra....to kończymy zabawę panowie!
Drowka przypomniała im o rzeczywistosci. nadal otaczało ich sporo truposzy, którzy napierali na pole bitwy. Elfka wyciągneła miecz i jedntm, gładkim ruchem scieła kilka głów. Gdy uniosła miecz w celu oddania ciosu w ghula przed nią, nadziała nim przypadkiem o głowę jakiegoś szkieletu. Skutek był komiczny. Szkielet bez głowy upadł na ziemię a ostrze z nabitą czaszka uderzyło w ożywieńca czyniąc jeszcze wieksze szkody, niż sam miecz.
Offline
Mieszkaniec stolicy
(ktoś mi powie, jakim cudem ja leżąc, dopadłem Laski i jeszcze krzyczę dookoła, żeby zabić licha?)
Adramelech podniósł się. Cholera, długi ten smok ma ogon. Zobaczył co się wokół dzieje. Zefir odwrócił uwagę licha. Tinuviel strzelała w jakiś punkt na czaszce nieumarłego. Lecz natychmiast dojrzał to na co tak zapalczywie czekał. Laska Baala! Teraz wystarczy ją chwycić i nastanie koniec tej hałastry! Popędził do artefaktu, ostatnie metry pokonał skacząc. Dopadł swego najpotężniejszego oręża. Rękę licha, która wciąż trzymała Laskę odrzucił w stronę walczących magów. Chwycił magiczną broń w prawą dłoń. Poczuł jej wielką moc. Uniósł ją najwyżej jak mógł. Myśląc o zombiakach otaczających go, myślał o ich zniszczeniu, skupił sie wyłącznie na nich, nie mógł dopuścić do siebie żadnej innej myśli.
- Aaarghhh!
Krzyk, który wydał z siebie był oznaką bólu związanego z uwolnieniem ogromnej ilości energii z Laski Baala. W tym momencie ustał każdy ruch, dźwięki stały się głuche. Wszystko pokryła turkusowa poświata. Dudnienie, jakby pędziło po Polu tysiące bestii. Pojedyncze strumienie światła wystrzeliły z końca Laski, zamieniły się nagle kształtem w złowrogie węże, leciały w powietrzu przeszywając każdą nieumarłą istotę. Wraz z dotykiem owego snopu każdy szkielet, ghul, zombi, zamieniał się w pył. Wyglądało to strasznie, pierw czerniał cała postać nieumarłego, później powoli zaczął rozsypywać się niczym piasek opadający w klepsydrze, od dołu do góry. Trwało to kilka chwil. Kiedy światło powróciło do artefaktu, a dudnienie ustało, wszyscy zobaczyli, jak Nekromanta chwiejąc się opuszcza Laskę i opada na kolana. Atak wycieńczył go bardzo mocno, pozostało w nim niewiele życia.
Offline
(ja ci nie powiem ^^)
Miała rację. Nadszedł koniec a zarazem początek. Za sprawą laski wszyscy nieumarli zamienili się w proch, opadli na ziemię mieszając się z piachem, stając się nicością.
Opuściła łuk, uśmiechnęła się krzywo. A więc to jest koniec, wygrali. A przynajmniej tak myślała. Obróciła się w stronę Adramelecha, wyginając usta w uśmiechu, lecz odrazu spełzł on z jej twarzy.
Opadał z sił. Wyglądał jakby zaraz miał stracić przytomność, odpłynąć.
Poderwała się z przyklęku, ignorując rwący ból, wypełniający każdą komórkę ciała.
Bała się. Bała się, jak nigdy wcześniej.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Wciąż dzierżył Laskę, właściwie opierał się na niej, gdyż siły prawie całkowicie go opuszczały. Wszystko wokół straciło na chwilę barwę, było rozmazane i bardzo ciemne. Szumiało mu w głowie, piszczało w uszach. Czuł nieprzyjemną ciecz w ustach. Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje całe swe wnętrzności. Nie czuł bólu ręki, ani pleców, lecz wiedział, że on nie ustąpił. Nagle ziemia w jego oczach przyjęła pozycję pionową. Opadł, jednakże artefakt wciąż sterczał pionowo w górę, a wyciągnięta teraz ręka, ostatkiem sił, trzymała ją. W jego umyśle Adramelech utrzymywał się w pustce nicości, leciał, nieopadając, nie poruszając się. był blisko granicy, zza której się nie wraca. Nigdy.
Offline
Strach ściskał jej gardło. Nie mogła krzyczeć, nie mogła nic powiedzieć.
Opadła koła niego, odrzuciła łuk. Bała się jak nigdy. A podobno strach boi się odwaznych... widocznie ona nie była odważna, ni krztyny, bo strach wypełniał ją po brzegi, obejmował swymi ramionami, kołysał w rytm żałobnych pieśni.
Złapała go za ramiona, potrząsnęła. Nic nie zrobił, nie odpowiedział, nie uśmiechnął się tak jak zwykle, łobuzersko.
Offline
Wszystko zakończyło się bardzo szybko. Strzała Tinuviel przeszyła czaszkę licza, który natychmiast zniknął w obłoku czarnej many. Tak, była to potężna istota, lecz zawsze ginęła nagle, wystarczyło naruszyć filakterium. Potem Adramelech podniósł Laskę Baala i zakończył z jej pomocą plagę. Nekromanta poczuł, że wykorzystanie tego artefaktu, w ogóle wykorzystanie magii na tak szeroką skalę pozostawiło w nim ślad, jakby na siłę coś rozszerzyło jego zasoby many. Efekt ten zdecydowanie miał miejsce z powodu Laski, lecz teraz już permamentnie zwiększył moc Adramelecha.
Zefir odwołał Ostrze Nicości ze swej dłoni i rozejrzał się. Zakonnicy byli poobijani, poszarpani, pocięci, ogółem w opłakanym stanie. Wszędzie wokół był tylko pył pozostały po umarłych i rozkopane groby, z których wyszli, i porzucone prymitywne bronie, których używali. Nekromanta nienawidził tego robić, ale zebrał w sobie manę ze swego rubinu i zaczął podchodzić do każdego z towarzyszy, zawsze mówiąc to samo:
- Curavi. Dziękuję.
Zaklęcia lecznicze powoli postawiły Adramelecha, obie Ireth, Silver i innych na nogi. Wyglądało na to, że to już koniec.
Offline
Piekielnica
Tymczasem drowka podniosła sie szczerząc swe ząbki wesoło. Była chyba jedyną osobą, która była zadowolona z calej tej bitwy. Miecz przelozyła przez ramię. Niestety nie zauważyła, ze nadal na niej ma czyjąś czaszkę.
- Ekstra! Ja chcę jeszcze raz! W końcu raz się żyje, a potem to juz tylko straszy!
Rozesmiała sie. Ogarneła ja euforia. Chwilami już myslała, że zginie pod trupami, a jednak wytrwała do końca, zywa i jak widziała nie tylko ona...
Offline
Smoczy Sędzia
Smok wstał i wyprostował kości. Uderzenie Umarłego było niezwykle potężne, skoro rzuciło niem na taką odległość... Podszedł chwiejnym krokiem do grupy.
- Czy za pomoc w pokonaniu umarłych, jest przewidziana jakaś nagroda? - wywarczał głosem wyrażającym nieco zirytowania.
Offline
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |