Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Ona, czy raczej jedna z nich, również zamachnęła się potężnymi skrzydłami. Widać było, że nienaturalna to dla niej postać. Ruchy były jakby mozolne i jeszcze niepewne, a wiatr wcale nie ułatwiał zadania. Przy byle podmuchu traciła z trudem zdobywaną równowagę i przchylała się niebezpiecznie na boki będąc dopiero kilka metrów nad ziemią. Co miało się dziać, gdy oba ptaki wziosą się ponad czubki drzew, gdzie podmuchy będa jeszcze silniejsze? Pogoda nie była dziś jej sprzymierzeńcem, jednak nie w naturze Mii było poddawanie się byle czemu. Kolejny raz uderzyła skrzydłami powietrze unosząc się coraz wyżej, starając się odrócić tak, by wiatr pomagał jej nabierać wyskokości jak najmniejszym kosztem energii. Ireth ostrzegała, że kolejna przemiana pochłonie część życiodajnej siły, ale Mia nie spodziewała się, że aż tyle. Z każdym własnym ruchem czuła tą nieprzyjemną myśl, że jednak musi uważać, by nie przeciązyć ciała. Ciała, którym musiały dzielić się obie. A czas uciekał. Trzeba się pospieszyć Nagliła samą siebie równocześnie raz po raz uderzając powietrze. Nie zauważyła nawet kiedy zostawiła w tyle swojego kompana podróży.
Offline
...Walczył z każdym powiewem powietrza przy użyciu każdego centymetra swego ciała. Każdym małym piórkiem podświadomie kierował swym lotem. Wiedział, że tą walkę wygra. Zawsze wygrywał. Był panem przestworzy. Zaskrzeczał głośno z dumą i arogancją. Zatoczył koło nad terenem z którego przed chwilą się wzniósł. I wtedy zauważył innego ptaka. Nie wiedział, że to Ireth. Teraz był kim innym. Zataczał coraz mniejsze kręgi zniżając tym samym powoli wysokość badawczo zbliżając się do tego drugiego skrzydlastego i skrzeknął jakby chcąc pokazać swoją wyższość. Jego lot zdawał się być tańcem. Przyjemnością. Tak jakby człowiek, który całe życie żył ślepy, nagle odzyskałby wzrok.
Offline
A ona miała wrażenie, że działa przeciw naturze, swojej naturze. Nie należała tu, a wiatr doskonale jej to pokazywał. I pomimo swoich starań w końcu zmuszona była obnizyć lot i ze zmęczenia i przez swoją własną porażkę. Mii się nie powiodło, a to była rzecz, której nigdy znieść nie mogła. Wolała więc teraz skończyć, a uderzyć ponownie później, w przyjemniejszych okolicznościach, gdy nie będzie musiała zmawiac się z tą drugą. Na krótką chwilę orzeł jakby stracił zupełną kontrolę nad swoim ciałem, gdy to znów do 'sterów' wróciła spokojniejsza część osobowości, potem kilkakrotnie potężnie zamachnął skrzydłami by kolejny raz ustabilizować lot. Jednak nie był już to lot wzwyż, tylko delikatne szybowanie ku nalbliższemu przystankowi, na ziemi, na drzewie, gdziekolwiek. Obecność tego drugiego ptaka, tego drugiego polimorfa została jakby zsunięta na drugi plan. Zauważyła go dopiero, gdy już któryś raz z kolei przeciął jej drogę. Skrzeknęła wtedy, jednak tak bez energii, bez entuzjazmu, kolokwialnie mówią jakby na odczepnego.
Offline
Poczuł nagle w powietrzu dziwną woń. Woń która była niepokojąca i drażniąca. Która nadwyrężała delikatne zmysły zwierzęcia i nie dawała mu spokoju. Machnął skrzydłami rozpaczliwie prubując się wyrwać, jednak to było silniejsze. Ruszył za tą wonią. Ruszył w nieznane, bo czuł, że musi. Że jest to jego obowiązek, który nałożyła nań jakąś wyższa niezrozumiała siła. Krew w nim buzowała. A w jego zwierzęcym sercu zaląkł się strach. Strach przed czymś, czego nie potrafił zrozumieć, jednak w pewien sposób się o to coś ocierał. Zostawiając drugiego ptaka za sobą ruszył w nieznane prowadzony zapachem.
*****
Pół godziny później wrócił. Był wyczerpany i zmęczony. Teraz lot już nie był nadniebną demonstracją sił. Był walką o każdy przeleciany metr z powietrzem, padającym śniegiem i parszywym zmęczeniem. Ostatkiem sił uderzył skrzydłami o powietrze, i teraz już tylko szybował ku dołowi. Nie czuł już uderzenia ziemi pod sobą. Widział tylko ciemność.
*****
Niordd otworzył oczy. Każdy mięsień jego ciała mu mówił, że przesadził, i to znacznie. Był cholernie głodny. A nader wszystko przeszkadzała mu luka w pamięci. Czuł się parszywie. Jakby coś złego miało się stać. W gardle miał gulę żółci, której nie umiał przełknąć. Powoli wstał, ignorując piekący ból mięśni. Czuł się, jakby jego żołądek był zupełnie pusty. To parszywe przeczucie nie dawało wojownikowi jasno myśleć...jednak po chwili o czymś sobie przypomniał. Ireth! Rozejrzał się w około szukając polimorfki.
Ostatnio edytowany przez Niordd (2009-03-02 19:35:54)
Offline
Ona siedziała na czarnym głazie przyglądając się swoim własnym butom. W głowie jej łupało, jak zawsze po 'ataku', dodatkowo to, że Niordd nagle zniknął nie pomagało jej się uspokoić. Czuła jak każda cząsteczka jej ciała drży w swoim własnym rytmie, nie mogąc zgrać się z resztą. Było jej niedobrze, co z resztą widać było po wyglądzie. Normalnie była blada, ale teraz niewiele wyróżniało ją od otaczającego ją śniegu. Z letargu wyrwał ją nagły dźwięk. Taki cichy łomot, który właściwie wziął się z znikąd. Gwałtownie podniosła głowę i wlepiła wzrok w leżącego na ziemi człowieka. Dłuższą chwilę zajęło jej skojarzenie faktów, jeszcze dłuższą podniesienie się ze swojego tymczasowego siedziska. W końcu znalazła się jednak przy Niordd'zie. Ten szczęśliwie zdążył już wstać.
- Nic Ci nie jest? - Zapytała głosem dziwnie nieobecnym. Zupełnie tak, jakby myślami była o wiele dalej stąd. Spojrzenie jednak miała zatroskane.
Offline
Spojrzał na polimorfkę. Wszystkie wcześniej wydarzenia docierały do niego bardzo powoli. Nagła huśtawka nastroju, tak dziwna, że wojownik nie potrafił tego niczym wyjaśnić. Gdy patrzył na Ireth, nagle dziwne przeczucie go momentalnie opuściło. Opuściło na tyle skutecznie, że właściwie, to nie pamiętał jak ono wyglądało. Wiedział tylko, że czuł się bardzo niekomfortowo, i że w jego sercu dominował strach. Parszywy paraliżujący strach. Jednak teraz dręczyło go coś innego. Miał wiele pytań, i podejrzewał, że na część Irerth znała odpowiedź. Głód i ból nadal mu przeszkadzał, jednak ciekawość zmobilizowała wojownika. Kiwnął głową, siląc się na uśmiech, po czym nic nie mówiąc wskazał na głaz nieopodal, i ruszył tam. Gdy opadł na kamień zmęczony ignorując zimno pod jego pośladkami. Westchnął przeciągle, po czym milczał jeszcze chwilę wpatrując się w przestrzeń, po czym odwrócił się do Ireth. Spojrzał na nią. Wydawała sie być tą Ireth którą poznał na początku. To mu bardziej pasowało. Myślał przez chwilę, jak zacząć, w końcu powiedział leniwie, co było oznaką, że wracał do siebie:
- Hmm...Co się właściwie stało...? Jak się zamieniłem...to...nic nie pamiętam. Ale było tam pewne uczucie...- Zastanowił się. Po chwili westchnął zrezygnowany nie widząc jak ma to ubrać w słowa. - A ty..? Co się właściwie z tobą działo...?
Offline
Dziewczyna przelotnie spojrzała na zachmurzone niebo, potem opatuliła się szczelniej powycieranym płaszczem. Zmęczenie, stres i zimno powoli robiły swoje. Czuła się źle, ale mimo to zdobyła się na nikły uśmiech. Starała się choć teraz wypaść dobrze skoro znów musiała nagiąć prawdę do swoich potrzeb. Bo Niordd nie mógł się niczego więcej dowiedzieć. A pewnie i tak wiedział już dużo. - Ze mną? - Zapytała cicho. - Nic konkretnego, na górze poczułam się gorzej. Jak zawsze z resztą. To nie jest dla mnie... naturalne. - Dodała jeszcze, cały czas tym samym tonem. Nie zmieniając niczego. Tak zwyczajnie, spokojnie. Lekko ślizgała się na granicy prawdy i kłamstwa.
A w głowie cały czas jej łupało. Raz mocniej raz słabiej. Skrzywiła się, nienawidziła tych cholernych bólów. Potem przestąpiła z nogi na nogę żeby trochę się ogrzać. - Wiesz zaprosiłabym Cię do siebie, ale... Mój pokoik raczej nie jest do tego zdatny. Może więc chociaż udamy się do karczmy? - Zaproponowała. Naprawdę zrobiło jej się potwornie zimno. Poza tym odczuwała nieodparta potrzebę utopienia pamięci w dobrym winie.
Offline
Niordd poruszył ramionami. Miał specyficzne podejście do świata - mianowicie nie interesowały go tajemnice a nawet proste sprawy innych. I Ireth nie była tu wyjątkiem, jeżeli nie chciała mu czegoś powiedzieć, wojownik najzwyczajniej w świecie nie naciskał. Zamiast tego przytaknął i uśmiechnął się. Jednak jego spojrzenie którym obdarował polimorfkę posyłało informację, że Niordd wcale nie pytał o lot. Jednak na natychmiast spuścił wzrok i machnął wolno ręką. W zamierzeniu miał to być szybki ruch pokazujący, że wszystko mu jedno, jednak wojownik poczuł piekący ból, i wyszło jak wyszło. I wtedy Niordd usłyszał pytanie, i uświadomił sobie, że dziewczynie musi być zimno. zrobiło mu się strasznie głupio. Sam w mairę uodpornił się na mróz podczas podróży i treningu u najemników, dodatkowo gruby podróżny płaszcz może i nie był wizualnie miły dla oka, jednak praktyczne funkcje spełniał idealnie. Zaczerwienił się lekko zawstydzony, i wstał, raz kolejny przeklinając pomysł lotu. Teraz nie czuł się odprężony jak wcześniej...Teraz w jego pamięci było to uczucie....tamto ohydne uczucie...Teraz bał się kolejnej polimorfii.
- Jasne...Zawsze możemy też iść do mojego pokoju...- Poczochrał niezręcznie włosy - Właściwie to jest w przytułku...no i porządek jest tam jak po tańcach godowych dzikich mamutów...Ale miejsce się znajdzie...- Nadal był lekko zaczerwieniony, że pozwolił kobiecie tak długo stać na mrozie. Przez chwilę przeszedł mu przez myśl pomysł oddania Ireth swojego płaszcza, jednak odrzucił go. Chciał jeszcze zadać parę dręczących go pytań polimorfce, jednak zdecydował, że zrobi to w karczmie tudzież w pokoju. Wypuścił większą ilość powietrza z płuc, i spojrzał na Ireth oczekując odpowiedzi.
Offline
Dziewczyna zamyślona spojrzała na towarzysza. Sam też nie wyglądał po tej 'zabawie' najlepiej, ale pytać nie zamierzała. Ze względu na niego, jak i na siebie. Ten temat był niewygodny. Otrzepała swój płaszcz z drobinek śniegu, dosyć nieudolnie biorąc pod uwagę panującą pogodę. Każdy nawet najmniejszy podmuch wiatru zabierał ze sobą śnieg z ziemi, krzewów, drzew i rozsypywał na nowo po otoczeniu, w tym na dwie samotnie stojące postaci.
- Przytułek? - Zaczęła niepewnie. Nie słyszała o takim miejscu, gdzieś w pobliżu. Chyba, że w owym mieście, gdzie zamieszkiwali wszyscy nowo przybyli Zakonnicy. Tylko jak ono się nazywało? Nie było to Savantram, ani Elania, te dwa znała dosłownie z widzenia i na pewno nie było tam przytułku. Potarła o siebie ręce, chcąc przywrócić im życiodajne ciepło. - To w tej... Raanie? Tak? Jeszcze nigdy tam nie byłam... - Uśmiechnęła się delikatnie. - Nie wiem co tam jest, jak tam jest, ani nawet jak tam dojść. - Postanowiła skierować rozmowę na jakiś mało wymagający temat, który pozwoliłby jej jakoś odwrócić uwagę od łupiącego bólu w skroniach i od pytającego wzroku drugiego człowieka.
Offline
Wojownik poczuł, jak powoli siły życiowe do niego wracały. Co prawda nadal był zmęczony, jednak czuł już się lepiej. Dawny uśmiech wrócił na jego twarz. Przeciągnął się, forsując się, gdyż każdy mięsień piekł i odmawiał posłuszeństwa. Westchnął rozmasowywując sobie prawy bark. W tym momencie oddałby wszystko za ciepły posiłek. Może jednak karczma była lepszym pomysłem...?
- Tak, Raana. - Powiedział bez entuzjazmu, po czym zaraz kontynuował. - Cóż...Miasto jak miasto...- zamyślił się na chwilę. Wypuścił powoli powietrze rozglądając się w około. - ...Chociaż w tym jest zadziwiająca duża ilość aniołów, liczów, smoków...zdecydowanie za duża jak dla mnie. - Uśmiechnął się lekko. - To jak...? Gdzie idziemy...? - Jego twarz przez chwilę spoważniała. Wojownik zaczął się zastanawiać na zapas, jak delikatnie wprowadzić temat polimorfi do rozmowy gdy już będą na miejscu.
Offline
- Mieszanka wybuchowa. - Uśmiechnęła się lekko na słowa o istotach zamieszkujących Raanę. Ale czy nie było tak w każdym innym zakonnym miejscu? Przecież właściwie wszędzie można było spotkać istoty wszelkich ras i podras, profesji i fachu których na co dzień raczej się nie widuje w tak zbitej 'kupie'. Istny etniczny misz-masz.
- Miejsce jest mi zaprawdę obojętne, byleby było trochę cieplejsze niż to. Ewentualnie żeby było w nim coś ciepłego do picia. - Kolejny raz zdobyła się na delikatny uśmiech, który jednak nie dosięgał jej oczu. te pozostawały jakby nieobecne, zamyślone. - Prowadź! - Dodała jeszcze, by później wlepić spojrzenie w odległa linię drzew.
Offline
Wojownik powoli chodząc w około i rozglądając się przemyślał sprawę. Po chwili doszedł do pewnych wniosków, i odwrócił się na pięcie do Ireth. Jego twarz była uśmiechnięta, jednak jego oczy nie przejawiały absolutnie żadnego zainteresowania.
- Myślę, że karczma będzie najlepszym wyjście...- Niordd poczochrał trochę swoje włosy rozsypując w około małe płatki śniegu które zdążyły napadać mu na głowę. - ...Tym bardziej, że jest darmowa. Tak więc ja stawiam - zaśmiał się z lekka. - Jednak jako, że nie znasz Raany, chodźmy do tej Raanskiej. - Niordd westchnął. Wiedział, że nadkłada trochę drogi, a był tak głodny, że zjadłby pół stada wielorybów jakby miał okazje.
- Tak właściwie jak to możliwe, że nie byłaś w Raanie...? Myślałem, że każdy zakonnik tam zaczyna...? - Zapytał spokojnie wojownik zaczynając lekką konwersację w drodze do karczmy. Szedł spokojnym co chwila masując sobie bark.
****
Offline
Nikt nie sądził ,że kiedyś tu wróci. Nikt, ze wróci tu jako ta dawna Nikola. Prosta dziewczyna wychowana na wojowniczkę z bagażem bolesnych doświadczeń. Nie demon, nie księżna, lecz wojowniczka.
Nikt, a już na pewno nie Withell, więc gdy tylko jego opiekunka znalazła się w jego boksie, jego ryk poniósł się daleko, hen, po terenach rolniczych i jeszcze dalej.
A potem mruczenia i pieszczot nie było końca. Ognista grzywa była miękka w dotyku i niesamowicie obfita, tak że dłonie dziewczyny niknęły w niej, plącząc płomienne kosmyki.
- Chodź, kotek - powiedziała. - Czas wreszcie ruszyć się z miejsca. Za długo tu zabawiłeś. Znajdziemy sobie domek z ogrodem i będziesz mógł biegać... - zaczęła, kierując się do wyjścia.
a za nią posłusznie szedł ogromny lew o płonącej grzywie...
Offline
* * *
Zsunęła się z Withella, który mruknął żałośnie. Hodowla kojarzyła mu się z rozdzieleniem i tęsknotą. Z palącą nieobecnością opiekunki.
- Nie martw się , kotuś - powiedziała głaszcząc lwa po grzywie.
Uspokoiła się. Odeszły myśli, niepokój i stres. Przebywanie z Withellem zawsze przynosiło ukojenie. Wówczas amazonka odpływała, nie myśląc, nie czując. Tylko świat wokół, nierzeczywisty, niematerialny.
- Nie martw się - powtórzyła pusto, lecz zaraz dodała z ożywieniem. - Wiesz...może będę zaglądać tu częściej? Hodowla opustoszała, nie ma właściciela, kiedy Ireth...odeszła. Może zacznę tu pracę? Mogłabym w przerwie zaglądać do koszar i trenować, hm?
Lew miauknął i uderzył ogonem o ziemię.
- Nie...wieczory, noce i poranki będę spędzać gdzie indziej. Wieczory w Karczmie, to chyba jasne...tak po pracy...a noce i poranki - umilkła tajemniczo, a lew szturchnął ją łapą, że straciła równowagę. - Ej, nie bądź taki dociekliwy. To nie twoja sprawa - zaśmiała się.
Widać zapomniała o całym zamieszaniu, jakie wywołała.
- No, Withell, zbieram się. Dziś noc będzie czarna jak smoła. Savantram nie jest bezpieczne, a nie mam ochoty nikogo dziś unieszkodliwiać... Prócz jednej osoby - to mówiąc, rzuciła lwu tajemniczy uśmiech i wymowne spojrzenie.
Zarzuciła kaptur i jak duch sunęła już drogą ku stajniom po swą karą klacz. Dom był daleko.
Wkrótce oddaliła się ku miastu Ludzi, a wtórował jej świst wiatru i tętent kopyt.
Offline
HODOWLA RYSIÓW - WILKÓW - KOTÓW
Offline
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |