Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Nikoletta wreszcie dostała stałą pracę na ziemiach Zakonu. W dodatku nie związaną z jej wojowniczymi umiejętnościami. Wręcz przeciwnie. Miała okazać się troskliwą opiekunką wilków i kotów!
Weszła zatem na teren hodowli w pełnym rynsztunku - wiadrem z zimną wodą, ścierką, miotłą i metalową szuflą. Przytaszczyła też wór pełen świeżego siana i drugi z suszonym mięsem. Zdawała sobie sprawę z tego, jak zaniedbane było to miejsce. Więc przystąpiła do sprzątania zwierzęcych boksów, po uprzednim wypędzeniu podopiecznych na wybieg.
praca nie należała ani do lekkich, ani do przyjemnych, lecz Nikola przyzwyczajona była do ciężkiej pracy. Wyniosła to z Puszczy. A zajęcia wśród zwierząt podobały jej się zawsze. Pozwalały odciąć się do świata ludzi, elfów, krasnoludów, aniołów, nimf i innych istot. Od tego świata, w którym dziewczyna wciąż szukała swojego miejsca, balansując na pograniczu człowieczeństwa i zwierzęcego Instynktu, jaki kierował nią przez życie.
Wymiotła kurz, sierść, odchody i pajęczyny. Zapleśniałe siano wymieniła na nowe. Wyszorowała koryta i miski, po czym te pierwsze wypełniła wodą, a drugie przyniesionym mięsem. To, co jej pozostało to "inwentaryzacja" swoich chowańców.
Tak więc w hodowli Nikola wyróżniła:
- 5 wilcząt: 2 samice i 3 samców
- 7 kociąt: 2 rysie i 5 normalnych kociaków
- 1 podrośniętego wilka
- parę dorosłych wilków
- 3 kocice i 2 kocury
Dorosłych rysi nie było wcale. Niko podejrzewała, ze wyniosły się, opuszczając młode. Do wydania były oczywiście młode. Amazonka nie myślała na razie o wycenie zwierząt. Biorąc pod uwagę ostatnie lata hodowli, nikt raczej nie interesował się kupnem zwierząt. Ona sama miała swojego Withella, który towarzyszył jej przy pracy, aczkolwiek zastanawiała się nad wzięciem małego wilczątka, były takie słodkie.
Niordd się nie obrazi - pomyślała, patrząc na bawiące się, szczęśliwe i syte szczenięta.
Cóż...Nikola na wieczór zamknęła hodowlę, by Przed południem ją otworzyć i opiekować się zakonnym zwierzęcym dobytkiem ,czekając na potencjalnych klientów, bądź mieszkańców Zakonu, którzy mieli ochotę uciąć sobie pogawędkę.
Offline
Coś tam pod nosem marudząc szła z dość pochmurną miną.
Akurat złapała ją burza.Jak ona tego nie lubiła.Nie była zbytnio przemoczona.Dzięki temu kochanemu płaszczowi mogła dostatecznie normalnie funkcjonować podczas deszczu.
Oczywiście zanim się doczołgała do hodowli wpadła w niejedną kałuże i oczywiście niejedne błoto.
Jak dziecko.Deszcz był taki ciekawy...Gdy w końcu znalazła Nikolette...jak ona uwielbiała wymawiać to imię... uśmiechnęła się przemiło.
-Witaj...Mam do Ciebie prośbę ...szukam jakiegoś prezentu i chciałabym wziąć od Ciebie jakiegoś kotka.-zalała się lekko rumieńcem.Nie zawsze Save dawała coś ludziom.A gdy coś takiego robiła zawsze się cholernie wstydziła.
Offline
Nikola zeskoczyła z drewnianej barierki.
- Witaj, Save - amazonka lubiła młodą wampirzycę.
Było coś w niej takiego, co kobieta postrzegała jako podobne jej. Może nieobliczalność...może pewna duma i wyniosłość...
- Kotka? Ale samca czy samicę? I rozumiem, że młode kocię? - pytała zadowolona, że ktoś wreszcie zainteresował się jej podopiecznymi.
Miała na wydaniu pięcioro młodych kociaków. W tym aż trzy kocice i dwa kocurki. Jej samej do gustu przypadł kotek o zabawnym umaszczeniu. Był to prześmieszny biały kociak, którego urok polegał na posiadaniu wielu rudo-burych łatek.
Offline
-O cholera!-cicho zaklęła w myślach.-Ile pytań i wyborów.A myślałam ,że to będzie prostsze.
Dziewczyna odruchowo opuściła lekko głowę jak gdyby występowała w jakimś teatrze.
-A więc....Tak...ma to być kociak.I raczej kocurek.-Chwilę się zamyśliła podnosząc delikatnie brwi do góry-Wiesz nie do końca się znam na takich rzeczach.A ty Nikoletto-wymawiając jej imię delikatnie i zabawnie podkreśliła dwa ''t''-Jesteś starsza i takie tam ...sama wybierz .
Odwróciła głowę w takim równie szybko i zręcznie jak potrafiła wymyślać i kłamać.Oczywiście odwróciła się nie bez przyczyny.Kaszel miała taki jakby miało jej zaraz płuca wyrwać.Zgięła się w pół na chwilę a gdy skończyła wytarła oczy od łez po tym jak wyczerpującym kaszelku.
-Uh...wybacz ...złapało mnie lekkie przeziębienie albo znów dała się we znaki moja alergia-powiedziała z lekką skruchą tłumacząc się.
Offline
Skinęła głową i podniosła łaciatego kotka, który zaczął zabawnie wymachiwać w powietrzu łapkami.
- Młody, zdrowy i bardzo towarzyski - przybliżyła koci pyszczek do swojej twarzy i uśmiechnęła się uroczo, niemal tak samo, jak matka uśmiechająca się do swego nowo narodzonego dziecka.
Podeszła do Save i wyciągnęła do niej kociaka.
- Nie posiada imienia, spokojnie odżywia się mlekiem i mięsem. Nie ma pcheł. Odkarmiony, czysty, oswojony...5 dukatów - z beztroskiej wyliczanki rzeczowo przeszła do powinności.
To była jej praca. I jej zarobek odkąd przestała wyjeżdżać na zwiady. Wiedziała, że z pewnością wróci na posadę zwiadowcy, ale teraz chciała nieco odpocząć.
Postawiła zwierzę na ziemi, a ono śmiesznie przebierając łapkami podbiegło do Savę i wnet otarło się o jej nogi, łasząc się i pomrukując z zadowolenia.
- Już cię polubił...To jak? Bierzesz go?
Amazonka z skrzyżowanymi na piersi ramionami czekała na odpowiedź i ewentualną zapłatę.
Offline
Za duży natłok słów i Save zgubiła się w połowie.Uśmiechnęła się uroczo podnosząc z ziemi kociaka.
Przez chwilę nad czymś myślała.Przeszukała dokładnie kieszenie na nieszczęście nie znajdując ani grosza.Piasek,chusteczki i cukierki.Wydała z siebie lekki dźwięk irytacji w stylu ''Hmmm'' jednak bardziej dźwięczny i delikatny.Po chwili zamysłu uśmiechnęła się do Nikoletty tajemniczo po czym wyciągnęła prawą dłoń ku amazonce w lewej trzymając koteczka.Odruchowo zrobiła kółeczko dwoma przyległymi do siebie palcami a ku zdziwieniu samej Save ukazała się karta.
-Cholera by to...przecież..
Ponowiła ruch acz za drugim razem zamiast karty która wręcz znikła w powietrzu ukazał się pieniążek.
-Proszę ...Dziękuje....i do zobaczenia-uśmiechnęła się dziecinnie machając amazonce dłonią.
Odwróciła się na pięcie opuszczając hodowle.
Offline
Szmaragdowy tygrys przybył do hodowli rysiów, wilków i kotów. Przez swoje niezwykłe zabarwienie był zwierzęciem bardzo rzucającym się w oczy. Był również rozpoznawalny przez wielu jako najbliższy towarzysz zakonnego tresera Lejsa.
Tygrys powolnym krokiem chodził po hodwoli szukając Nikoletty. Do jednej z jego przednich łap przywiązana był kartka zwinięta w rulonik - wiadomość dla Amazonki.
Przyjacielsko pomrukująć Topaz szukał Nikolety.
Offline
Istotnie Nikoletta była "w pracy".
Po sprzątnięciu boksów, wymienieniu siana i wody oraz nakarmieniu zwierząt, pogłaskała każde z nich czule, niemalże z matczyną tkliwością i pozostawiła je senne i zadowolone.
Siedząc na drewnianej barierce zagrody, strugała kozikiem patyk i "rozmawiała" ze swoim wychowankiem, Withellem. Potężny lew czasem coś miauknął, ziewnął, sapnął czy potrząsnął grzywą lub pacnął łapą o ziemię, gdy wreszcie wstał i warknął gardłowo.
- Co się stało, kotku? - zapytała, zeskakując z barierki i spoglądając w kierunku, w którym patrzył się lew. - Spokojnie...to tylko...tygrys - pogłaskała Withella po grzbiecie.
Jak większość Zakonników, tak i ona wiedział do kogo należy szmaragdowy kot. Podeszła do niego spokojnie i miękko, nie wyglądał na wrogo nastawionego.
- Topaz? Tak cię nazywają, prawda? - zbliżyła się do tygrysa, mając za sobą Withella, który pilnował swej pani, gotowy do obrony i największych poświęceń.
Nikola zauważyła rulonik i zręcznym ruchem odwiązała go od łapy Topaza, zważając na wszystkie jego reakcje, ale kot był spokojny i łagodny. Wstała i rozwinęła papier, zaczynając powoli i z niejakim trudem czytać. Amazonka, przybywając do Zakonu była wciąż analfabetką, jednak z rozkazu Mangela poszła do szkoły. Jej edukacja zakończyła się na marnej umiejętności pisania, jak i czytania, a nie pielęgnowana sztuka podupadła jeszcze bardziej. Mimo to podjęła się próby odczytania listu...
Offline
Lejsu też był niejako analfabetą. Jego pismo było koślawe, ale jakoś dawało się je odczytać. Nigdy nie powtarzał sobie sztuki czytania i pisania, które jako tako pamiętał jeszcze z czasów dziecięcych. Jako tako, czyli bardzo źle, ale jakoś udało mu się napisać wiadomośc dla Nikoletty. W oczy rzucały się braki kresek i kropek przy literach typu ć, ę, ż i tym podobnych.
Treść listu brzmiała:
jeśli miałabys chwile czasu to zapraszam do mojej chatki w kompleksie treserskim w najblizszym czasie. chcialbym z Toba porozmawiac.
Lejsu
W tym czasie Topaz zaczął wesoło podskakiwać kręcąc się przy tym wokół własnej osi. Było to najprawdopodobniej oznaką zadowolenia z wypełnionego zadania.
Offline
Gdy przeczytała, chwilę stała i pusto patrzyła się na treść, bijąc się nieco z myślami. Bezwiednie pogłaskała tygrysa po łbie. Złożyła kartkę, chowając do kieszeni kaftanika i powróciła na barierkę. Podniosła kołek i zaczęła go strugać intensywniej, nie chcąc myśleć o Karczmie, o Lejsu i o jego słowach.
Withell, jak zwykle wyczuł nastrój swej pani, więc przyszedł polizać ją ciepłym, szorstkim językiem po ręce.
- Jeśli do niego pójdę i wszystko źle się potoczy, nie będzie odwrotu - mówiła strugając kołek.
Westchnęła, rzuciła kozik i patyk na ziemię. Spojrzała w lśniące oczy lwa.
- Zawsze jest odwrót. To powrotów nie ma. A może... Może powinnam mu powiedzieć prawdę? Albo...skłamać. Tak, skłamać!
Zeskoczyła z zagrody.
- Withell, zostajesz - lew miauknął żałośnie. - Zostajesz i pilnujesz. Topaz, prowadź!
Poprawiła włosy. Musiała Lejsowi wmówić jakieś dobre kłamstwo. Jego się w każdym bądź razie nie bała. Bała się samej siebie. Długo nie była z mężczyzną. Stanowczo za długo nie czuła ciepła męskiego ciała, które jej dano i bezlitośnie odebrano... Sęk w tym, że tamtego ciepła i zapachu obecnie nikt nie był w stanie zastąpić...
Tygrys skoczył raz jeszcze i, oglądajac się za amazonką, szedł w stronę chaty swego pana.
Offline
Koty w hodowli dziwnie się zmieniły. Te które jeszcze niedawno były kociętami teraz były dorosłe, w po kątach ukrywały się nowe kocięta, chronione przez opiekuńcze matki... Wszystkie zwierzęta jakby postarzały się przez ten czas, gdy zakonnicy leżeli nieprzytomni na ziemi... Wszystkie jednak nadal były ufne i przymilne, reagowały na polecenia i wykazywały nieskrępowaną chęć zabawy z oprzytomniałymi opiekunami.
Offline
Ireth nie miała gdzie pójść. Zawsze była samotniczką, tyle, że teraz jej samotnia była miejscem niebezpiecznym i odradzano jej samotne spacery po Puszczy. Przyszła więc tu, do jednego ze swoich ulubionych miejsc z dawnego życia. Do hodowli.
Wiele się zmieniło od czasu kiedy była tu ostatni raz, by zostawić tu swojego kociaka. Wtedy miejsce to wyglądało na... cóż mocno zapuszczone. Teraz oprócz faktu, że nie było tu żywej duszy (co polimorfce bardzo odpowiadało) było tu całkiem, całkiem. Schludnie, porządnie, zupełnie tak jakby ktoś zadbał o to miejsce. A potem zostawił.
Ireth przysiadła na jednym z głazów będących tutaj ozdobą krajobrazu. Oczywiście uprzednio go odśnieżyła, chociaż to i tak nie miało większego sensu. Śnieg oblepiał ją co najmniej do kolan, dzięki krążeniu po tym odludziu, a dodatkowo po zaliczeniu kilku upadków mogła poszczycić się mianem człowieka-chodzącego bałwana. Jednak przejmujące odczucie chłodu nie było dla niej i istotnie, nie dbała o zdrowie, życie, bo nie umiała. Już nie umiała lub też jeszcze nie umiała. Nie czuła się specjalnie związana z tym światem, ponieważ zdążyła już odwiedzić ten drugi. Nie potrafiła jakoś przekonać samej siebie do powrotu z Zaświatów.
Ze swojego siedziska spoglądała na oddaloną i zupełnie zaśnieżoną chatkę, w której mieściły się 'budy' dla zwierząt. Ciekawa była, czy jej mały (choć po tylu miesiącach już nie taki mały) ryś wciąż tu jeszcze był, czy wyruszył w świat na poszukiwanie własnego życia i przygód. Wspomnienia napłyneły do jej umysłu. Pamiętała jak dostała kociaka, jak ten dorastał, tylko po to, żeby pewnego dnia wpaść do magicznego źródła i znów stać się uroczym maluchem. Pamiętałaile miała z nim kłopotów, kiedy próbowała przyzwyczaić go do swojej wilczej postaci. Ireth mimowolnie się uśmiechnęła, smutno, ale jednak uśmiechnęła. Odetchnęła głęboko mroźnym powierzem i drgnęła delikatnie.
- Ciekawa jestm mój mały co robiłeś przez ten cały czas i co robisz teraz. - Rzekła zamyślonym głosem. Nie ruszyła się jednak z miejsca, potarła jedynie dłonią o dłoń, aby choć trochę przywrócić w nich krążenie.
Offline
Ireth siedziała na kamieniu przez dobre kilkanaście minut, obserwując biały krajobraz. Wszystko było ciche , opuszczone, spokojne, jakby stworzone tylko do obserwowania. Każdy ruch, każda ingerencja, nawet nadepnięcie śniegu, mogło zniszczyć ten cudowny pejzaż. Siedziała więc spokojnie, rozkoszując się tym, co natura serwowała jej oczom.
Śnieg zaskrzypiał za jej plecami. Ktoś, czy może coś, zbliżał się do niej pewnym, miarowym krokiem osobnika świetnie znającego teren. Usłyszała coś, czego nie spodziewała się nigdy usłyszeć, cichy ryk. Choć nazwanie tak tego odgłosu zakrawało na czystą głupotę, to jednak tak było. Dźwięk nie był przytłumiony, czy odległy, był cichy, a ładunek informacji jaki niósł, ten przekaz.... nie ulegało wątpliwości. To był ryk istoty złej, za to, ze ktoś ośmielił się wejść na jej terytorium.
Offline
Polimorfka zesztywniała. Prawdą było, że tego się nie spodziewała.Przez ułamek sekundy pozostała w bezruchu, cały czas siedziąc w tym samym miejscu rozważając wszystkie swoje możliwości. Od ucieczki jako ptak (co raczej nie odniosłoby skutku, ze względu na 'ptasią chorobę poletargową', prędzej wylądowała by w paszczy tego stwora) po przemienienie się w wilka i otwarty odwrót bądź starcie. W końcu jednak bardzo powoli wstała i obróciła się. Omiotła wzrokiem najbliższe zarośla jednak nie dostrzegła niczego niepokojącego. Jednak nie było dla niej nowością, że drapieżcy potrafią się dobrze maskować. Niczym w zwolnionym tempie zrobiła krok w tył cały czas bacznie się rozglądając. Wszędzie był jednak tylko śnieg, w tym wypadku wręcz rażący w oczy.
Nie widząc napastnika znajdowała się w dość niekomfortowej sytuacji. Wolała jednak nie ukazywać swoich słabości. Swoje braki starała się nadrabiać postawą. Nie okaż słabości, nie okaż słabości...Zwierzęta potrzebują należytego szacunku. Pokaż im, że się nie boisz.
- No chodź, wyłaź z ukrycia. - Mruknęła cały czas wpatrując się we wszechobecny śnieg.
Offline
Jednak zwierze nie było ukryte, tylko bardzo małe. Dopiero po chwili Ireth zauważyła młodziutkiego xnifsa, nie większego od młodej sarny. Xnifs nie miał już głowy kobry, czyli raz coś go już zabiło, teraz najwyraźniej, wbrew swojej naturze, bał się wszystkiego i stąd ta postawa obronna.
Jakież to było zabawne. Przed polimorfką stało małe, płonącogrzywę lwiątko i ryczało, chyba najgłośniej jak potrafiło. Było tak malutkie, ze czubek jego uszu ledwo wystawał ponad śnieżne zaspy...
Offline
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |