Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Na klęczkach jedynie uniósł nagłym ruchem głowę, rzucając oszalałe spojrzenie Tancerce Cienia. Jego twarz była jakby bezustannym skurczu, wszystkie jaj mięśnie drgały, zaś sam planista łapał oddech spazmatycznie. Nie rzekł nic. Przekrwione oczy teraz i oszalałe oczy wyrażały tylko wielki wysiłek i zamęt. Nie dostrzegła za to strachu.
Offline
Aravial - Wszelkie twoje kolejne próby opanowania sytuacji odnosiły druzgocącą porażkę. Byłeś całkowicie sparaliżowany - tak umysłowo jak i fizycznie. Wiedziałeś....wiedziałeś, że to z czym się mierzysz znacznie przewyższa cokolwiek co twój umysł potrafiłby chociaż w małym procencie zrozumieć. Mury, które tak staranie wznosiłeś na około swojego jestecstwa, zdawały się być niczym zwykła papierowa zasłona, która zresztą w ułamek sekundy później została zmieciona przez prawdziwe tornado rozmaitych odczuć. Mierzyłeś się z głębią. Sam na przeciw giganta. Teraz już nie byłe na tym świecie...Nie czułeś jak Eru cię woła. To było tak nowe odczucie...Nawet dla ciebie - tego który potrafi podróżować po planach. Tutaj nie było niczego...i było wszystko. Coraz bardziej opanowywała cię panika....zafascynowanie....strach. Wiedziałeś, że twój intelekt nie poradzi sobie z tym wszystkim. Naszyjnik również cię nie uratuje. Nawet nie wyczuwałeś jego zbawiennej obecności. Tutaj było potrzebne coś innego...coś co warunkowało ciebie. Coś dzięki czemu jesteś tym kim jesteś. Bo inaczej...miałeś świadomość, że to, z czym starasz się walczyć cię pochłonie, a ty zalejesz się w ciemności...jakbyś nigdy nie istniał.
Khitan - Bestia nie reagowała. Jakby przez chwilę stanęła w miejscu. Po czym rzuciła cię z brutalną siłą gdzieś w dal. Nie miałeś pojęcia gdzie...w locie po prostu zemdlałeś. Nie czułeś już jak twoje ciało ciężko upada na ziemię gdzieś w harmiderze dogasających walk.
Ogromna bestia wrzasnęła przeraźliwie i powoli, acz nieubłaganie ruszyła w stronę bramy, a każdemu jej kroku towarzyszyło potężne drgnięcie ziemi. Kierowała się ku włościom zakonu...
Offline
Aravial słabł, ale przynajmniej jego umysł zachowywał jeszcze trzeźwość. "To coś stara się mnie pochłonąć" - myślał zamknięty za padającymi jak łańcuch z domina zasłonami - "Napiera na mnie, na mój umysł. Napiera...".
Przypomniał sobie jak grubo ponad stulecie temu bawił się z młodszymi braćmi. Jeszcze w Kushicie. Siłując się z takim maluchem trzymał go na odległości wyciągniętych rąk. Dzieciak pchał i pach... Z całej swej marnej siły. I w pewnym momencie wysoki półelf cofał się gwałtownie, a brat leciał na łeb na szyje.
Impet...
Bezduszny ciągle miał jedną wolna bramę Bishanti. Nie znał natury tego co go atakowało. Mogło być duszą. mogłoby umysłem. Albo jeszcze czym innym. Aravial otworzył bramę, którą tak usilnie atakowano. wpuścił przeciwnika do środka aby natychmiast zamknąć w przedsionku swego jestestwa. Tak aby napastnik znalazł się pomiędzy wrotami za zablokowaną drogą do Wewnątrz. Chciał zawładnąć przeciwnikiem. Sprawić by ten swym IMPETEM wpadł w pułapkę. By przewrócił się w pułapce i wystawił na ciosy. Na liny mające go usidlić.
Offline
Aravial- Powoli traciłeś całkowitą orientacje. Zaczynałeś sobie podświadomie zadawać pytania, kim lub czym tak na prawdę jesteś...Wspomnienie. Wspomnienie przyszło z trudnością...brat....ty...ty. Kim byłeś...? Zacząłeś zatapiać się w tym wspomnieniu, jak w orzeźwiającej wodzie, która dała ci siłę, do dalszej walki. Byłeś kimś! Nie jesteś pustą nicością bez przyszłości czy też przeszłości.
Skupiając się na sile, znów poczułeś, jakim marnym puchem jesteś, przy tej sile. Zamknięta brama została dosłownie rozniesiona...I zdałeś sobie sprawę, że wracasz do stanu, w którym zaczynasz rozumieć cały wszechświat...prawa nim rządzące...widziałeś ład w chaosie. Jednak stawałeś się bezosobowy. Płynąłeś z prądem. Dotykałeś rzeczy, których śmiertelni nie powinni dotykać.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Smenciciel swym pustym wzrokiem namierzył Araviala. Dostrzegł, że jest najsłabszą ofiarą z dostępnych. Zaszedł go ciężkim krokiem od tyłu, by wbić zęby nad którymi nie miał władzy. rozwarł szczęki i przygotował się do skoku
Offline
"Strach... To mała śmierć. Strach zabija... umysł..." - z trudem przywoływał te słowa z głębi umysłu. Nie bał się. W ogóle niewiele już czuł. Aravial Nalambar był jakimś odległym bytem, ważnym - to prawda - ale innym. Było tylko Ja i To Coś. Bezduszny działał po omacku. Jego istota, teraz zimna i nieludzka miała tylko jedno zadanie. Za wszelką cenę pozostać przy ciele. nie dać się opanować temu absolutowi, który na niego napierał. Zachować jednostkowość tej istoty, która zwała się Aravialem...
Offline
Erufailë widziała, czuła, że walka, którą toczy Planista, dzieje się w środku, wewnątrz niego samego. W tym raczej nie potrafiła mu pomóc - postanowiła więc trwać obok, bronić go przed ewentualnym atakiem kogoś z zewnątrz. Widok Smenciciela, najpierw kierującego się ku niej, a potem ku Aravialowi w większym stopniu ją zirytował, niż przestraszył. Zastąpiła mu drogę - nie wiedziała, czy będzie w stanie ją rozpoznać, choć widząc jego obecny stan, podejrzewała, że nie. Przyjęła postawę obronną, wyciągnęła miecz. Zazwyczaj czekała na atak - czekała i błyskawicznie reagowała, ale tym razem wolała mieć pewność obrony. Nie wiedziała, czy miałaby dostatecznie dużo czasu, by wyciągnąć broń, gdyby Smenciciel rzucił się na nią z zębami. Boleśnie dosłownie.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Smenciciel widząc Tancerkę z bronią zawahał się. Ale tylko na krótki moment. po chwili ponownie ruszył, nawet nie patrząc na Eru. Jego celem był Aravial i do niego pragnął dotrzeć.
Offline
Aravial- Nie dawałeś rady...Brakowało ci pewnej cząstki...czegoś, co by cię identyfikowało. Czujesz, jak twój umysł dosłownie pękał pod naporem nie tyle już tamtego obcego bytu co informacji i doznań...Twój umysł poruszał się w innych wymiarach....był wszędzie i nigdzie. I co dziwne rozumiałeś to wszystko, równocześnie nie rozumiejąc. Wszędzie panował chaos...I nie byłeś już sobą. Twoje istnienie myślenie zanikło...Nie wiedziałeś ile trwałeś w tym stanie, jednak nagle usłyszałeś głos...I poczułeś jakby ktoś cię siłą wyrwał z letargu.
Znajdowałeś się na wielkich połaciach wody. Wszędzie gdzie okiem nie sięgnąć była tylko ona...nie poruszana wiatrem....zwykła spokojna woda....przed tobą z głębin wyłoniła się z nienacka kobieta, która była tak piękna, że była nierealna i zdawałeś sobie z tego sprawę. Wróciłeś do swojej świadomości...byłeś już sobą...acz nie do końca o czym miałeś się jeszcze później przekonać. Postać przemówiła jedwabistym, czystym i spokojnym niczym tonia otaczającej cię wody głosem:
- Potrzebujesz ratunku. A ja ci ten ratunek mogę udzielić. Sam nie poradzisz sobie z taką siłą. Ja ci mogę pomóc. Ale będziesz mi winien przysługę. Zgoda...?
Offline
- Dobrze... Tylko do mrocznej cholery pomóż... - nie to powiedział ni to pomyślał. Jego milczenie trwało kilka sekund - Tylko powiedz mi... Kim jesteś? - Niemniej otwarł swą świadomość na wszelką pomoc. Cóż... Mogła odpowiedzieć lub nie...
Offline
Na pole bitwy dostał się Isshar. Widok upadającego fortu poraził go. Dzielni zakonnicy odrzucani przez gigantycznego mutanta na ziemię, niczym kurz robił zaiste piorunujące wrażenie. Nie był pewien, czy jest w stanie cokolwiek zmienić w obliczu tej przytłaczającej sytuacji, lecz postanowił spróbować.
Stał nieco na uboczu, dostał się tutaj bowiem od strony lasu. Dwie sporej wielkości szable czekały skrzyżowane na jego jaszczurzych plecach, w razie, gdyby magia zawiodła. Lecz to ona właśnie była jego mocą priorytetową. Zarzucił więc kaptur na głowę, ścisnął mocniej kostur w dłoni i skupił wzrok na przebiegającej nieopodal grupce mutantów, zmierzających w stronę bramy. Zdawał sobie sprawę, że atak pozbawi go bezpiecznej kryjówki i skupi na nim uwagę wszystkich okolicznych mutantów. Nie przybył jednak na pole bitwy, aby się ukrywać.
Skupił manę w głowicy kostura i jeszcze przed ujawnieniem się, zmierzył ponownie wzrokiem nieprzebyte zastępy mutantów. Do głowy przyszła mu paranoiczna myśl, że te straszne hordy nigdy się nie skończą. Odpędził jednak od siebie myśli, które napawały jego serce zwątpieniem.
Gdy grupa wstrętnych mutantów zbliżyła się, Issahar wystąpił z lasu i uderzając kosturem mocno o ziemie wykrzyknął:
-Corrumpo!
Ziemia pod jego stopami stwardniała momentalnie, po czym zaczęły z niej wystrzeliwywać zaostrzone skalne kolce działające jak pale. Cała wataha mutantów nabiła się na nie na rozmaite sposoby. Jedni zginęli od razu, inni zostali tylko mocno poranieni i uziemieni.
To demon ziemi Brask przybył magowi z pomocą.
Isshar uniósł dłoń, aby kolejnym zaklęciem zakończyć marne żywoty nieszczęsnych mutantów. Jego zółte oczy lśniły jasno, niczym płomienie w mroku.
Offline
- Nie - powiedziała elfka, patrząc na Smenciciela i ponownie zaszła mu drogę. Miecz miała cały czas przed sobą, trzymała go w prawej ręce - była przygotowana na odebranie ataku.
- Nie - powtórzyła - ten pan jest nietykalny.
Miała nadzieję, że Smenciciel po prostu sobie pójdzie, choć w jego aktualnym stanie to było raczej mniej prawdopodobne. Ostatecznie czuła się przygotowana do walki, choć to on musiałby ją rozpocząć. Ciekawa taktyka... - mruknęła ironicznie do siebie.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Smenciciel przystanął. Na tyle, na ile mu to pozwalał obecny stan ukazał zdziwienie. Ale tylko przez moment. Ponownie ruszył do przodu, w stronę Eru. Mimo że szedł w jej stronę, zdawał się jej nie widać. Wydawało się, że przewierca wzrokiem jej ciało i wpatruję się nadal w skuloną sylwetkę Planisty.
(mógłby ktoś to ze mnie zdjąć? Albo zrobić coś żeby Eru mnie nie pokroiła?)
Offline
Aravial: Uderzająco piękna blondynka...tak, teraz zacząłeś to dostrzegać....była to blondynka o niebieskich, niczym krystalicznie czysta woda oczach uśmiechnęła się z zadowoleniem, i leciutko cmoknęła pod nosem.
- Poszło łatwo...Planisto...- Zaczęła się do niego zbliżać, delikatnie kołysząc biodrami, i wtedy zorientowałeś się, że oboje stoicie na powierzchni wody, która ciągnęła się w nieskończoność. Kobieta była cała naga, a jej wspaniałe kształty mógłbyś oglądać przez wieczność....czułeś to...wiedziałeś o tym....Nawet nie zauważyłeś, jak była już blisko przy tobie, i delikatnie pogładziła twój policzek...
- Ale z drugiej strony...Fuzja z chaosem...Tylko czy przeżyjesz....? - Cały czas mruczała pod nosem delikatnie muskając skórę na twojej twarzy. Nie rozumiałeś o czym mówi...i właściwie cię to w tej chwili nie obchodziło....czułeś się wspaniale w jej obecności...-No, zobaczymy co będzie. Pomogę ci...A moje imię....W waszym języku...Brzmi....Akontu.
I wtedy wszystko znikło...woda...i kobieta. Byłeś w pustce, jednak trwało to ułamek sekundy, a następie poczułeś po raz kolejny napór brutalnej siły w swoim umyśle brutalnie rozdzierającą twoje astralne ciało. Nie miałeś żadnej obrony...to coś....było zbyt silne. Przeżywałeś prawdziwą katorgę, czułeś się, jakby ktoś właśnie otworzył twój mózg, i po kolej wyrywał każde małe włókienko nerwowe....Jednak nie było w tym wszystkim tylko bólu. Czułeś, że poprzez ten ból...obcowanie z tym olbrzymim czymś....wzrasta...dodatkowy zmysł...nie wiedziałeś jeszcze za co, i czy w ogóle go kiedyś użyjesz. W tym momencie myślałeś, tylko o tym, żeby szybko umrzeć...I gdy zatraciłeś całą nadzieję, a torturom nie było końca...nie wiedziałeś czy trwało to wszystko miesiąc czy 3 sekundy....Usłyszałeś szum wody. Który odgonił na chwilę obcą świadomość...A wraz z nim przyszedł szept....słodki głos kobiety spotkanej wcześniej powiedział:
- Więc żyjesz, co...? Wspomnienia...Odwołaj się do swoich wspomnień. Moja pomoc. Teraz jesteś moim dłużnikiem. Nie zapomnij.
Issahar: Ty również usłyszałeś parszywą muzykę, która zaczęła przesiąkać powoli do twojej świadomości...O ile pierwszy czar zadziałał tak, jak chciałeś, kolejna próba przywołania ducha ziemi skończyła się katastrofalnie. Ziemia zatrzęsła się pod tobą, i po chwili wystrzelił z niej pal stwardniałej skały wysyłając cię na wysokość paru metrów. Upadłeś na ziemię z hukiem, i gdy się otrząsłeś, zdałeś sobie sprawę, że nad tobą stoi ochydny mutant szykujący się do ciosu swoją ręką przekształconą w dziwnie wyglądającą maczugę nawlekaną kolcami. Obok niego była jeszcze druga kreatura...A ty cały czas słyszałeś jakąś dziwną muzykę....która cię drażniła...Co chwilę wywoływała zmianę uczuć...raz agresję, potem spokój...Cały twój organizm szalał pod jej wpływem.
(Smenciciel, jeszcze jedna taka akcja z pisaniem w nawiasie takich rzeczy - ban na 5 dni. Psujesz klimat.
Issahar - Zabijamy jednego mutanta na post, i można napisać taki post zabijający mutanta tylko jeden pod moim. Możesz starać się rzucać jakiś czar zabijający większą ilość, ale wtedy już bez trybu dokonanego - Ja decyduję o skutkach)
Offline
Po niezmiernie twardym lądowaniu hetrasi był nieco ogłuszony. Szczęśliwym trafem nie spadł na ogon. Leżąc na ziemi usłyszał przedziwną muzykę, której nie był wstanie przypisać, do żadnego ze znanych mu dzwięków. Powodowała u niego zmiany nastroju, przywoływała na zmianę skrajne uczucia, oraz starała się zablokować myślenie. Issahar czuł się otępiony i zniechęcony. Jednakże ujrzał coś, co wprawiło go w stan najwyższej gotowości i pozwoliło ponownie zapanować nad umysłem. Tym czymś był paskudny mutant zamierzający się na niego wielką maczugą. Z prędkością myśli leżący na ziemi mag uniósł dłoń i przez zaciśnięte zęby syknął:
-Acies!
W tym momencie z jego pokrytej łuskami dłoni wystrzeliło sześć ostrych jak brzytwa pocisków, które natychmiast przebiły mutanta na wskroś. Maczuga ciężko spadła na ziemię a Issahar przeturlał się na bok unikając martwego ciała napastnika. Podparł się na kosturze i wstał.
Teraz dostrzegł kolejnego wroga stojącego dotychczas za plecami swojego towarzysza. Ten przyglądał się hetrasiemu nieco zmieszanym wzrokiem. Jego krwiożerczy insynkt został na moment pohamowany przez marne zaczątki rozumu-jak gdyby potwór obawiał się, że skończy tak, jak jego komrat. Stali tak na przeciw siebie i mierzyli się spojrzeniami; mutant zdziwiony, przekręcił łeb na bok, natomiast oblicze Issahara było spokojne; jak gdyby cały wojenny chaos był powołany do tego, ażeby kontrastować z jego niezmąconym obliczem.
Czekał.
Offline
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |