Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Zaczęła kręcić sie między wszystkimi ogląajac ich rany. - Dacie radę walczyć? - Zapytałą z troską i czymś na kształt zrezygnowania.
Offline
Tymczasem Nikoletta znikneła tak szybko jak się pojawiła.
(Celowo post jedno-zdaniowy, zamierzony dla uzyskania efektu, prosze o wybaczenie o Mistrzu, nie karaj mnie banem)
Offline
- A co uznajesz za walkę ? Pokaz szermierki czy gryzienie i kopanie przeciwników do ostatka sił ? W każdym razie nie będę miał ochoty na żadne z nich przez najbliższy miesiąc. Czyli mówiąc prościej - jeżeli dostanę coś przeciwbólowego i energetyzującego to chyba tak ...
Offline
Piekielnica
Tymczasem cialo drowki wykrwawiało się w zastraszającym tempie. Krew z jej ciała spływała po schodach cieńkim strumyczkiem upodobniając ją do ofiary złozonej na stosie ku czci jakiegoś boga. Jej białe szaty pod pancerzem były czerwone. Srebrne włosy zakrywały jej twarz. jedna z jej dłoni wciąż trzymała mocno cenny, srebrny miecz, od ktorego tak wielu poległo. Z każda kroplą krwi uchodziło z niej zycie. Jej serce coraz słabiej bilo....
Offline
Zaczęła żałowac, że wykorzystała jakiś czas temu tą odrobinę wszechleku, którą miała. Potrząsnęła głową. Przecież użyła jej, by pomóc Nikol i Lukasowi! Nie znarnowała cennej mikstury. - Przydałyby sie zioła. Astara! - Krzyknęła. - Lec i przynieś mi moją torbę! - Podeszłado Silv i sprawdziła jej stan. - żyjesz? - Zapytałacicho.
Offline
Mangel podchodzi po kolei do każdego z zakonników.
- Curavi.- inkantancja zaklęcia Uleczenia wypływała z jego ust ilekroć Mistrz zauwarzył choćby i zbyt wielkie zmęczenie któregoś ze swych podopiecznych.
- Szlag.- zaklął gdy zobaczył Silver, szybko uzdrowił Ekenę i zabrał się do drowki.- Actio.- powiedział.
Jego lewa dłoń zaświeciła się na zielono, przesunął nią nad ciałem zakonniczki. Miejsca szczególnie uszkodzone zaczeły świecić się tak jak dłoń Mistrza.
- To troche potrwa...- powiedział kładąc ręce na kolejnych plamach światłą i wypowiadając inkantacje uleczenia. Po jakiś pietnastu minutach Silver byłą już wyleczona, na tyle na ile się dało.
- Skończone- powiedział gdy elfka otworzyła oczy- A teraz, na Polu Cmentarnym jest kilka stworzeń które trzeba zniszczyć... kto idzie ze mną?
Offline
Piekielnica
- ja idę!
Rzekła drowka podnoszac się ciężko. Odgieła z wiekszym wysiłkiem pancerz na ramieniu. Wsadziła miecz w pochwę i staneła na wysokosci zadania. Jej oczy świeciły zapałem, ktory wykazywała na polu bitwy. jak na kogoś, kto przed chwilka umierał trzymała sie nieźle.
- No? na co czekamy? jesli ktoś chce się dozbroic to proponuję pogrzebac w zwłokach, maja tam całkiem niezłe łupy. Fenrir... wiem ze nieporeczny miecz nie pedzie pasował zbytnio do twego zwinnego sejmitara, to też proponuje ci krotki miecz. w koncu zawsze to jakaś broń....
Ostatnio edytowany przez Silver Moonlight (2008-02-04 17:23:18)
Offline
-Wszyscy idziemy. Innego wyjścia nie ma. - powiedziała z zapałem. Podbiegła do Ekeny. - Myślisz, że ci z karczmy już ruszyli czy czekają na powiadomienie od nas? - zapytała. W rzeczywistości bardzo martwiła się o towarzyszy broni, których zostawiły w Wieży. Ale nie pora teraz na to, skarciła się w duchu. Teraz była pora na walkę, na walkę o przyszłości Zakonu. -Do dzieła.
Offline
- Ughhh ... - stęknął jeszcze drow, który mimo zaklęć Mistrza czuł niedawno połamane żebra. - Z wielką chęcią Silver. Że też złamał się mój drugi sejmitar. A tak go lubiłem .... <w oku zakręciła mu się łza>
Przeszukał kilka trupów trupów i znalazł przy jednym z nich w miarę dobry krótki mieczyk. Już miał schować go za pas, gdy przy zwłokach obok zauważył leżący rapier
- Zombie walczący rapierem? Czy on miał coś nie tak z psychiką czy co?
Ale nie narzekając dłużej odrzucił trzymane dotąd ciężkie ostrze i zastąpił je długim szpikulcem.
- No to co ? Idziemy stłuc kilka przegniłych zadnich części ciała? Ups, bez urazy Ekena ....
Offline
Piekielnica
- jesli o mnie chodzi to jestem całkowicie za. Ja nie wiem jak inni, ale powinlismy choc pół godzinki odpocząc. Dopiero co stoczylismy jedna bitwę, a zombiaki nam i tak nie uciekną.
Spojrzała z troska na drowa
- Skoda tylko, ze nie mam juz many w sobie...no cóz... najwyżej bede improwizowac. jak zawsze zresztą. jestem wiedźma, poradze sobie
mrugneła do mrocznego figlarnie
Offline
Bane przybył ze swojego sklepu z doskonale wyostrzonymi buzdyganami w dłoniach. Chwilę czasu poświęcił obserwacji terenu, nie mogąc nadziwić się ilości nieumarłych zalewających tereny klasztoru. Nie miał jednak zamiaru szarżować, chociaż żądza zabijania wprost go rozpierała. Ukryty w krzakach, wypatrywał jakiejś luki w szeregach oblegających nieumarłych.
W końcu nadarzyła się okazja. Walczący wewnątrz widocznie zdołali chwilowo odeprzeć atak. Wampir ruszył biegiem do ataku, chcąc przedrzeć się przez pierścień atakujących. Teraz albo nigdy.
Pierwszy ghoul zastąpił mu drogę, zanim w ogóle dobiegł do murów. Wyglądał jak każdy zombiak - sterta mięsa ubrana w resztki podartych ubrań. Zamachnął się ręką na Bane'a, jednak ten odskoczył w bok, unosząc jednocześnie buzdygany. Kiedy przeciwnik wampira sięgnął ku niemu rękami, ostrza znajdujące się na głowicach buzdyganów wbiły się głęboko w jego obwisłe ramiona. Nieumarły parł dalej, wyciągnął już szponiaste ręce ku gardłu wampira...
W tej samej chwili Bane mocno szarpnął buzdyganami na boki, przez co ostrza rozerwały ramiona ghoula. Buzdygany uderzyły jeszcze cztery razy, trafiając go w szyję, obojczyk i policzek. Po atakach wampira ghoul był już tylko pociętą stertą mięsa (czyli niewiele się zmienił). Kiedy jednak Bane rozejrzał się dookoła, zobaczył jeszcze kilkunastu zacieśniających krąg wokół niego.
- No... Chodźcie tu! - krzyknął, patrząc na nadchodzących. Chłodny spokój gdzieś zniknął, teraz oczy wampira błyszczały, a zęby wyszczerzyły się w diabolicznym uśmiechu. Ręce trzymające buzdygany drżały lekko, widać było, że Bane nie może wytrzymać.
Nie wytrzymał. Rzucił się prosto na swoich przeciwników. Pierwszy uderzył energicznie ramionami, jednak Bane odbił się z lewej nogi w tył, chlasnął wroga kolcem wieńczącym buzdygan po oczach i ponownie skoczył naprzód. Ręka drugiego nieumarłego ześlizgnęła się po jego ramieniu, kiedy Bane zderzył się z nim barkami. Siła zderzenia obróciła ich obu, jednak wampir szybciej doszedł do siebie i uderzył przeciwnika w głowę. Pozostali wrogami zderzali się ze sobą, próbując go dosięgnąć. Jeden z nich, pchany przodem przez swoich towarzyszy, zachwiał się. Bane wykorzystał to, uderzając oboma buzdyganami naraz w szyję. Ostrza utknęły w ciele. Szarpnął nimi mocno, niemal pozbawiając przeciwnika głowy.
- Chodźcie tu, wy bryły mięcha! Mam siły na was wszystkich!! - Bane zarzucił mocno głową, przez co kaptur zsunął mu się z czarnych włosów, odsłaniając twarz pokrytą bliznami, na której malowało się szaleństwo i euforia. Krew trysnęła mu na policzek, kiedy druzgoczącym uderzeniem od dołu w podbródek odrzucił w tył kolejnego wroga. Jedna ze szponiastych łap prześlizgnęła się nad buzdyganem i skaleczyła wampira w przedramię. Chwycił za rękę ghoula, który mu to zrobił i zmasakrował jego twarz mocnymi ciosami zza głowy.
"Nie mogę pozwolić im tam samym walczyć...", pomyślał, wywijając piruet, który przewrócił nieumarłego uchwyconego jego barków. Płaszcz powiewał jak skrzydła, kiedy krążył w miejscu, zadając pięć kolejnych uderzeń dwóm nieumarłym. Osunęli się na ziemię, po czym ich towarzysze przeszli po nich jak po dywanie.
"Tam na pewno jest więcej walki", zastanowił się ponownie, rozcinając dłoń kolejnego ghoula szybkim i krótkim uderzeniem. Dzięki swoim manewrom wymykał się jakoś z okrążenia, jednak wrogów nadchodziło coraz więcej. W końcu przyprą go do muru... A wtedy nie będzie miał radości z zabijania.
Na pożegnanie zmiażdżył krtań przeciwnikowi, który blokował mu drogę, po czym ruszył sprintem wzdłuż murów. Wejście powinno być niedaleko. Całe grupy nieumarłych próbowały mu zastąpić drogę, jednak z łatwością ich omijał. Nadzór nad całą grupą nieumarłych w kopalni zapewnił mu sporą wiedzę o ich możliwościach, więc miał sporą przewagę.
Kiedy już zostawił za sobą większość ścigających go umarlaków, nagle dosłownie zderzył się z grupką liczącą ich pięciu. Mieli przy sobie prymitywną broń, zaś jeden z nich trzymał długą włócznię. Blask w oczach Bane'a zajaśniał na nowo. Najbliższy przeciwnik uderzył wampira mieczem. Bane zablokował uderzenie rękojeścią jednego z buzdyganów, wbijając drugi w szyję przeciwnika. Wróg jednak nie upadł i Bane zmarnował chwilę czasu na dobicie go ciosem w skroń. Przez ten czas kolejny przeciwnik zamachnął się żelaznym hakiem. Bane schylił się i zrobił dwa szybkie przewroty w tył, unikając dodatkowo pchnięcia włócznią. Skoczył szybko na przeciwnika i uderzył go z półobrotu w głowę, rozbijając czaszkę. Zamiast unikać kolejnego pchnięcia włócznią, odepchnął ją buzdyganem. Chciał początkowo trafić włócznika, ale doskoczył do niego jeszcze jeden nieumarły i złapał szponami za gardło. Bane wbił kolec w jego rękę i rozciął ją na całej długości, odrzucił włócznika kopnięciem i wbił buzdygan w tętnicę udową. Dla pewności szarpnął bronią ku górze, rozcinając wroga jak wieprza. Zostało już tylko dwóch.
Jeden z nich zarzucił na wampira sieć. Bane runął na ziemię, ciasno opleciony grubymi sznurami. Zanim zdążył zahaczyć je ostrzami buzdyganów, nieumarły włócznik wziął zamach i wbił swoją broń w obojczyk Bane'a, przeszywając go na wylot. Wampir rzucił się w sieci jak przebita ryba. Zdążył jednak zaczepić ostrza o sznury i rozerwać sieć mocnym szarpnięciem. Wstał gwałtownie, mierząc wzrokiem dwóch swoich przeciwników, z których jeden wciąż trzymał go na włóczni.
Zombiaki ujrzały jego przerażający uśmiech.
- To... - zaczął mocnym głosem, po czym uderzył buzdyganami w drzewce włóczni. Złamała się, jednak jej część nadal była w niego wbita.
-Jest...- odbił buzdyganem cios jednego z nieumarłych, po czym tym samym ruchem wbił mu kolec w przeponę. Druga ręka schowała buzdygan za pasek i chwyciła za ułamek połowę włóczni tkwiącą w ciele, tuż nad raną.
- Prawdziwa... - głos nieco się zachwiał, kiedy Bane szarpnął mocno, wyrywając grot ze swojego ciała. Krew trysnęła z rany, a wampir zachwiał się na nogach. Drugą ręką od niechcenia dobił właściciela sieci, wbijając mu ostrze tuż nad mostkiem.
- Walka!! - ryk wydarł się z gardła Bane'a, kiedy rzucił się na włócznika, ostatniego z nieumarłych. Gwałtownie podrzucił buzdygan w górę, siegając po ten tkwiący za paskiem. Jednocześnie z całej siły uderzył ułamkiem włóczni, wbijając go między żebra wroga, aż zderzył się z kręgosłupem. Buzdygan uderzył wroga w krtań i powalił na kolana. Wszystko wydarzyło się w takim tempie, że Bane zdążył wystawić rękę do góry i złapać podrzucony wcześniej buzdygan. Opuścił go z całej siły na głowę klęczącego zombiaka, kończąc walkę.
Jego rana pulsowała bólem i krwawiła mocno, podobnie jak liczne zadrapania od szponów i prostej broni truposzy. Nogi bolały od biegu, zaś ramiona od zadanych ciosów... A mimo to czuł się wspaniale. Zasłonił wargami diaboliczny uśmiech i zarzucił kaptur na twarz, widząc grupkę wojowników Zakonu, a wśród nich samego przywódcę. Nie chciał jeszcze ujawniać swojej osobowości w walce.
Ruszył do biegu mimo krwawiącej rany, zbliżając się szybko do członków Zakonu. Nikt już go nie zatrzymywał - wojownicy skutecznie uporali się z zagrożeniem, chociaż sami też byli zmęczeni.
- Witajcie. Przybyłem wam pomóc w walce, mam nadzieję, że nie za późno - powiedział wampir, ostatecznie zduszjąc w sobie szał bojowy... Na pewien czas.
Offline
Piekielnica
-Witaj wampirze. Miło nam przywitac cię wśród naszego skromnego grona. Jednak na niedługo tu spoczniemy gdyż czeka nas jeszcze ostateczna bitwa w samym sercu tej plagi. Czy jesteś gotowy zmirzyc sie na cmentarzu z całą hordą tego typu stworzeń? Czy twoje serce drży na sam dźwiek słowa walka? Jesli tak, to jesteś gotowy na to co zamierzamy zrobic.
Usmiechneła się spokojnie lecz wewnatrz jej krew buzowała do walki. Jej oczy świeciły szaleństwem, dopiero co wyszła przecież z szału bitewnego.
Offline
Zamyślony Etherius stał z boku i co chwilę przyglądał się sytuacji. Starał się w swoim umyśle oszacować ich szanse i obmyślić jakiś dobry, ale nie skomplikowany plan. Wpatrywał się w stary mur, który był mu natchnieniem. Był prosty a zarazem taki wytrzymały. Teraz oczywiście był już niezdatny do obrony i jednym prostym zaklęciem można się przez niego przebić. Kotołak stanął w bezruchu i starał się skupić. Uniemożliwiały mu to jednak stękanie i rozmowy towarzyszy. W pewnej chwili zauważył Wampira z głęboką raną kutą. Przyglądnął mu się ze znacznej odległości,a le po chwili stwierdził, ze to tylko kolejny wojownik pragnący bitwy i śmierci.
Offline
Elf wcześniej usadowiony w pobliżu wejścia na teren klasztoru w przeciwieństwie do towarzyszy ujrzał końcowy fragment walki wampira z truposzem. Odwrócił się w stronę zziajanego wojownika i uśmiechając się pokiwał głową wyraźnie dając mu do zrozumienia, że przynajmniej częściowo zna jego możliwości. Poza tym jego styl walki coś mu niejasno przypominał ....
- No cóż, nie wiem jak wy, ale ja doświadczony już przez los .. mój biedny sejmitar .... radzę dodatkowo się wyekwipować na wypadek zniszczenia aktualnej broni. A poza tym zawsze lepiej mieć pod ręką coś ostrego czym można rzucić.
Nie czekając na reakcję reszty drużynki zaczął zbierać jakieś resztki ostrzy, groty włóczni i inne przydatne żelastwo. Zebrał go na tyle, żeby miał czym walczyć, ale też nie powinno uniemożliwić mu to szybkiego biegu.
- To jak ? Idziemy czy jeszcze łapiemy oddech? Mistrzu ?
Offline
Bane odpowiedział drowowi kiwnięciem i uśmiechnął się, słysząc słowa drowki, a w dodatku klientki jego sklepu.
- Witaj, Pani. Czy moje serce drży na myśl o walce z większą ilością truposzy? Oczywiście! To właśnie jest piękno życia - powiedział. Kiedy wymawiał "oczywiście", usta na moment uniosły się w niepowtarzalnym uśmiechu wszystkich wampirów. Przywitał się krótkimi słowami i kiwnięciami głowy z pozostałymi - teraz, na polu walki, było niewiele czasu na rozmowy.
Obszedł dookoła pobojowisko, z obrzydzeniem odrywając co czystsze szmaty z ubrań zabitych. Znalazł nawet prawdziwy skarb - czysty bandaż. Obwiązał nim mocno swoją ranę, starając się nie okazywać bólu. To nie było coś, na co powinien się skarżyć. Wziął też dwa proste sztylety i krótką włócznię, którą zatknął za pas. Był gotów do dalszej walki.
Offline
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |