Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Elf po usnięciu pojawił się w białym pomieszczeniu bez wyjścia. W środku znajdowało się biurko, a za nim siedział stary mężczyzna. Spojrzał na niego, a w jego umyśle nagle odezwał się czyiś głos.
Witaj, Garethcie, synu Rageta. - Staruszek siedzący za biurkiem uśmiechnął się.
Kim jesteś? - Spytał przyglądając się staruszkowi.
Przecież siedzę za biurkiem, ty matole! - Głos w jego głowie odezwał się echem.
Gareth praktycznie ukląkł z bólu. Po chwili spojrzał na starca.
Gdzie ja jestem? Co się ze mną stało? - Zaczął wpytywać.
Skimrra uśpiła Cię i weszła do twojego umysłu. Już skończyła, więc możesz z tąd iść i się zbudzić. - Staruszek uśmiechnął się, a po chwili po lewej stronie Garetha pojawiły się drzwi. - Pozdrów mą córkę, Skimrrę. - Dodał starzec.
Gareth skinął głową, odwrócił się do wyjścia powoli kierując się do niego. Kiedy dotarł do wyjścia zaczął spadać. Drzwi i pokój zniknęły. Teraz Gareth widział tylko ciemność, a w jego głowie szalał hałas rozchodzący się echem. Po chwili Gareth zaczął otwierać oczy. Kiedy już je otworzył spojrzał na czarownicę. Zamrugał do niej pogodnie i powoli zaczął się podpierać na lewej ręce. Kiedy dźwignął się i przeszedł do pozycji siedzącej otrząsnął się. Znowu spojrzał na Skimrrę i szybkim ruchem miał zamiar pocałować ją w policzek, lecz zawahał się i cofnął ten ruch. Wstał i spojrzał z góry na Skimrrę. Wyprostował się, a kości w jego ciele zaczęły strzelać. Odetchnął świerzym powietrzem i kucnął przy Skimrze. Zdjął z siebie długi płaszcz. Okrył nim Skimrę lewą ręką obejmując Skimrrę, a prawą rękę wkładając pod kolana. Gareth delikatnie dźwignął Skimrrę z ziemi podnoszac siebie i ją.
- Nie dość, że mała to jeszcze lekka jak piórko.
Elf spojrzał szyderczo na czarownicę i pomaszerował z nią na rękach do jej domu.
When I drop you, I'm gonna stomp you
Pick you up again and then drop you
Lift my foot again and then stomp you
Then grind
And when I stomp you
That'll be the end of you
That'll be it
That'll be the end of you
Time of jump ship
Cause I'm a psycho and I'm crazy
And if you're too close you're gonna the hit
Everybody Down!
Everybody Down!
I'm coming around, coming around, coming around
Everybody Down!
Everybody Down!
I need every single person right now on the ground
Offline
Znają nas knajpki i koty w zaułkach,
Letnią nocą lubimy włóczyć się.
Zgubić nas łatwo i łatwo odszukać,
Śmiech przed nami biegnie i gitary dźwięk.
Cichy śpiew ginął w szumie kropel deszczu rozbryzgujących się o wyłożone kamieniem alejki. Finua stała w płaszczu, chowając włosy pod kapturem i chroniąc się przed deszczem pod daszkiem klatki schodowej. Błyskawica przecinająca ciemne niebo ukazała szmacianą torbę leżącą przy nogach dziewczyny i wystawiającą z niej pyszczek wiewiórkę. Przez chwilę nic nie zakłócało dźwięków letniej burzy, jednak wreszcie Łapa znów zaczęła śpiewać, tym razem nieco głośniej, jakby chciała zgrać się z rytmem wybijanym przez spadające krople.
Już późno, a nam się
Wcale nie chce spać.
Wysoka północ zegarów
Biciem wita nas.
Znów dzień przeminął,
Dał może mniej, niż mógłby dać.
Czerwone wino będziemy
Sączyć aż po brzask.
Nasze piosenki zbierane z ulicy
Znają wszystko, co nam przynosi dzień:
Szczyptę radości, kropelkę goryczy,
Wiele barw miłości i zawodu cień.
- Wiesz, Kier? Lubię deszcz... Burzę niekoniecznie, ale deszcz owszem. Potrafi być zimny jak diabli, ale mam to... - Kolejne słowa cyganki zagłuszone zostały przez huk grzmotu. Śmiech wróżbitki odbił się od otaczających ją ścian, zaś kolejna zwrotka wyśpiewana została z całą mocą, na jaką miała w sobie uśmiechnięta dziewczyna.
Już późno Cyganie,
Młodzi wielkich miast.
Wysoka północ pod nogi
Rzuca tyle gwiazd.
Znów dzień przeminął,
Nie wszystkim los wygrany padł.
Czerwone wino będziemy
Sączyć aż po brzask.
Już późno, a nam ta noc
Nie daje spać.
Wysoką północ cygańską
Drogą wiedzie nas.
Znów dzień przeminął,
Nie wszystkim jutro szczęście da.
Czerwone wino będziemy
Sączyć aż do dna!
Finua przez dłuższą chwilę stała w absolutnej ciszy. Wreszcie jednak zaczęła szeptać, co sprawiło, że Kier postawił czujnie uszka i wbił w swoją panią spojrzenie dwóch paciorkowatych oczu.
- Maleńki? Tęsknisz? No wiesz... za nimi. Za naszym taborem. Za Merem, Sarą, iluzjonistą Diekiem i tym młodym akrobatą co zawsze czyścił Asa. Pamiętasz Asa? I za całą resztą. I... i za Nom... - Łapa ani na chwilę nie odrywała wzroku od strug deszczu lejących się ledwie niecałe dwa metry przed nią. - Chciałabym, żeby tu była... Żeby na mnie ponarzekała. Żeby znów nakrzyczała na mnie, że dalej chodzę boso. Ale tak jest lepiej, prawda? Już nigdy nie będą boleć ją plecy. Nie będzie mówiła, że źle sie czuje, gdy pada. Teraz czułaby sie bardzo źle. Wiesz, że ona bała sie burzy? - Dziewczyna na chwilę spojrzała na Kiera z cieniem uśmiechu wyginającym jej usta. - Wszyscy czuli przed nią respekt, nikt nie ośmieliłby sie powiedzieć o niej złego słowa. Każdy wiejski przygłup, który rzucił w nią kamieniem miał zaraz problemy, bo krowy mleko traciły. Wróżyła ze wszystkiego. Znała przyszłość i przeszłość każdego w taborze a bała się burzy!
- Wiesz, Kier? - Cyganka znów szeptała spokojnym, nieco smutnym tonem, po dłuższej przerwie. - Smutno mi, gdy myślę o naszym taborze. Ha! Naszym! Żaden on nasz. Ani ty, maleńki, ani ja się tam nie urodziliśmy. Ja nie jestem nawet córką cyganki. Nom mi powiedziała, bo uznała, że wróżbitka powinna znać prawdę przynajmniej o sobie. A nie znam jej wcale. Powiedziała mi tylko, że znaleźli mnie na drodze a moja matka była tak sztywna, że prawie mnie jej wyrwali. Chciałabym ją znać, wiesz? Ciekawe, jaka była. Ciekawe, czy by mnie kochała, czy pozwoliłaby mi żyć tak jak żyję. Czy pozwoliłaby włóczyć mi się bez domu i grosza przy duszy.
Finua przykucnęła na chwilę, a gdy wstawała, trzymała już w dłoni tamburyn, a jej talię przepasywała jaskrawa chusta obszyta dzwoneczkami. Dziewczyna zsunęła płaszcz z ramion i wybiegła spod daszku. Łapa tańczyła po kolei wszelkie tańce jakich nauczyły ją cyganki, które poznała odwiedzając wsie, a wreszcie te, których nikt nie ułożył a które tańczyła bo miała taką ochotę. Młoda wróżbitka ani trochę nie przejmowała się, że przemokła do suchej nitki. Wirowała, pozwalając by spadały na nią krople deszczu. W pewnej chwili uniosła twarz do chmur i czekała, aż spływająca woda ścieknie po jej policzkach i trafi do półotwartych ust. Gdy tancerka odruchowo przełknęła, poczuła na wargach słony posmak, który wywołał u niej salwę śmiechu. Finua nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać. Gdy już całe jej ubranie nasiąknęło chłodną wodą i kleiło się do ciała, wróciła pod daszek, gdzie czekał na nią Kier.
- Wybacz, że cię zostawiłam, malutki. Ale po prostu chciałam. Czułam taką głupią potrzebę. W końcu jedyne, co mam to taniec i wróżby. Twojej przyszłości nie mogę odgadnąć, a własnej znać nie chcę. - Łapa klęczała obok torby, z której wciąż wyglądała ruda wiewiórka i po raz pierwszy od dłuższego czasu zastanawiała się nad swoim losem. Wiedziała już, że nie będzie tak łatwo jak było kiedyś. Wiele rzeczy skomplikowało się od czasu gdy przestała być małą dziewczynką, jednak miała dziwne wrażenie, że jeszcze więcej może się zmienić zanim zacznie być nazywana kobietą. Jednak przyszłość należała do rzeczy, które niewiele obchodziły młodą wróżbitkę.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Smenciciel wszedł do ogrodu i rozejrzał się. Szukał Mangela. Ale tutaj nikogo nie zobaczył, a trochę nie taktowne byłoby zawołać Mistrza. Czekał więc na kogokolwiek, kto by mógł mu powiedzieć gdzie można go znaleźć.
Offline
Szukała miejsca, w którym mogła by przejść się spokojnie i odetchnąć. Raana zaczynała ją już przytłaczać. Zbyt tłoczna, zbyt szara, zbyt deszczowa, zbyt ponura. Poza tym, nie miała ochoty znów wędrować w deszczu. Delikatny paradoks, ale nawet wiedźma burzowa może mieć dość kapania na głowę.
Przypomniała sobie o tym ogrodzie.
Weszła i zsunęła z głowy kaptur. Uśmiechnęła się lekko. Wygładziła zielony materiał sukni na biodrach. Odetchnęła z ulgą i ruszyła alejką.
Po kilkunastu krokach dostrzegła, że nie jest tu sama. Mężczyzna stał do niej plecami. Przystanęła niezdecydowana - zagaić czy sie oddalić? Nie miała ochoty na jakieś walki czy utarczki.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Smenciciel zastanawiał się co teraz robić. Właśnie od Mangela jego umysł przeszedł do analizy innych mieszkańców zakonu, gdy poczuł czyjś wzrok za plecami. Odwrócił się błyskawicznie, nie wyciągając broni.
-Witaj...eee... Poczciwa duszo. Mogłaś się przywitać nim przyprawiłaś poczciwego żołnierza o zawał niemal. Jak Twe imię brzmi?
Offline
Skimrra uśmiechnęła się krzyżujęc ręce na piersi:
-To raczej ja powinnam zapytać, dlaczego straszysz bezbronną kobietę przechadzającą się po ogrodach.- odparła bez cienia strachu.
Zrobiła kilka kroków tak, by stanąc na ścieżce przed Smencicielem.
-Imię moje Skimrra.- odparła uśmiechając się lekko.- Z kim mam przyjemność?
Offline
Mieszkaniec stolicy
-Smenciciel. Kapitan Smoczego Szwadronu w spoczynku. Wybacz, że tak chodzę tu sobie bezczelnie. Bie chciałem. Obiecuję poprawę- Smenciciel wyszczerzył zęby w uśmiechu
Offline
Również odpowiedziała uśmiechem.
-Wybaczam, w swej łaskawości.- odparła ciekawie wbijając oczy w Smoka.- Cóż, zapewne podobnie jak dla mnie, to miejsce jest miejscem wyciszenia i możliwości odpoczynku od zgiełku życia poza tym azylem. Mylę się?
Offline
Mieszkaniec stolicy
-W zasadzie nie do końca. wolę medytować wśród nagichskał na wysokościach. albo nad wodą. Tutaj w zasadzie szukam Mistrza Mangela, żeby zaproponować mu swe usługi. Ale nie zapytam gdzie go znajdę bo stracę możliwość napawania oczu twym widokiem. A ty tu przyszłaś się wyciszyć?
Offline
-Oszczędź sobie tych nieprawdziwych komplementów.- roześmiała się dźwięcznie.- A Mistrza Mangela tu nie widziałam. Z resztą, on niezmiernie rzadko bywa na ziemiach Zakonnych. Ostatni raz widziałam go w łaźniach kompleksu Zakonnego. Ale to było dawno temu.
Uśmiechnęła się lekko.
-Co do mojego wyciszenia... Raczej przychodzę się tu uspokoić, zmienić otoczenie. Lepszym miejscem do medytacji były lodowce na dalekiej północy. Dwieście lat kontemplacji i byłam jak nowo narodzona.
Offline
Mieszkaniec stolicy
-Aż tyle nie medytuję, bo uciekłoby mi z oczu sporo takich Piękności jak Pani. Poza tym nigdy nie prawię niepotrzebnych komplementów. Czyli Mistrza nie znajdę tu raczej?
Offline
-Nie sądzę. Mistrza nie widziałam, jestem tylko ja.- rozłożyła ręce wskazując otoczenie.- Cisza i spokój. Ani zielonego pióra.
Uśmiechnęła się lekko.
-Cóż, skoro więc komplementy są prawdziwe, dziękuję.- odparła z błyskiem w oku.- I pytam jakiż to interes ma pan, Smencicielu, w ich prawieniu. Bo tak zupełnie charytatwynie by podbudować moją samoocenę chyba tego pan nie robi. Mam rację?
Powoli ruszyła alejką, aż wreszcie stanęła naprzeciw Smoka i przekrzywiła głowę. Oczywiście była dużo niższa, co nie przeszkadzało, by zauważyć w jej oczach iskierki rozbawienia i czegoś jeszcze więcej, jednak błysnęły jedynie przez chwilę i były nie do odczytania na pierwszy rzut oka.
Offline
Mieszkaniec stolicy
- Masz. w zupełność. Ale powód jest prozaiczny- Smenciciel uśmiechnął się łobuzersko- Liczę, że jeszcze przez jakiś czas dotrzymasz mi towarzystwa i zabawisz nie tylko rozmową, ale i samym widokiem. Wspominałem już że wyglądasz olśniewająco na tle drzew?
Offline
Podeszła dużo bliżej i uśmiechnęła się uroczo, lekko mrużąc przy tym oczy.
-Najbardziej olśniewająco wyglądam na tle burzowego nieba w huraganie, który właśnie sama przywołała.- powiedziała cicho, zadzierając głowę do góry.- Dla mnie drzewa są marnym tłem.
Mrugnęła łobuzersko i roześmiała się. Bawiły ją te kordialne uwagi Smenciciela. I to nawet bardzo. Z resztą, jak każda kobieta Skimrra uwielbiała być komplementowana.
Offline
Mieszkaniec stolicy
- Na tym tle nie miałem przyjemności Cię podziwiać. Jak mniemam sporo straciłem. Jednak jeżeli potrafisz wyglądać lepiej niż teraz, to nie wiem czy jakikolwiek śmiertelnik powinien to widzieć. Niebo przecież, według religii najpiękniejsza rzecz istniejąca, widziane jest dopiero po śmierci.
Offline
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |