Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Grzmot był teraz niczym echo jej walącego serca. Czuła jak jej strach narasta, jak jest potęgowany przez każde słowo, przez najmniejszy nawet gest. Dała się wciągnąć w swoistą pułapkę, do której weszła z własnej, nieprzymuszonej woli...
Który to już raz ocierała się o tak realne zagrożenie? Który raz miała spotkać się z panią Śmiercią?
Milczała jednak. A milczenie to było niczym mgła. Otumaniająca zmysły, ciążąca, lepka. Zamknęła nawet oczy, bo tak naprawdę nie były jej teraz potrzebne. Wszystko i tak wystarczająco dobrze odbijało się w jej wyobraźni.
Jakie miała wyjście z tejże sytuacji?
Mogła próbować się wyszarpać, choć to raczej skończyłoby się katastrofą. Mogła wykorzystać swoje naturalne predyspozycje, ale to również groziło...? Czym właściwie groziło? Śmiercią? To wszystko było takie nierelane. Zupełnie pozbawione sensu. Ale skąd obcy mógł to wiedzieć?
Zamiast tego, stała jednak w bezruchu, próbując opanować oszalałe serce i nieregularny oddech. I po części jej się udało. Przynajmniej na tyle, by ponownie się odezwać. Ale na ile mogła sobie pozwolić w obliczu takiego człowieka?
- Żyję, mimo że raz już umarłam. Żyje wbrew naturze, wbrew bogom, wbrew wszystkiemu w co dawniej wierzyłam. - Tylko na początku głos jej zadrżał. Potem brzmiał już zwyczajnie, bez żadnego zająknięcia, czy dłuższej przerwy. - Śmierć nie jest wyzwoleniem, nie pozwala wyrwać się z okowów tego świata. Nie daje ucieczki. - Bardzo powoli przechodziła spowrotem do szeptu, jakby brakło jej sił. - A wzlot znaczy tyle samo co upadek. - Czy te słowa naprawdę wyszły z jej ust? Czy naprwdę chciała jeszcze bardziej rozdrażnić kogoś, kto i tak miał nad nią już taką przewagę? Kto w tym właśnie momencie posiadał nad nią władzę...
Offline
- nie...Nie...NIE! - Powtórzył po trzykroć ni to z złością, ni to rozczarowaniem. Jakimś dziwnym tonem wyrażającym wyższość poglądową. Jednak ręka trzymająca nóż nie drgnęła ani o milimetr.
Eberes poczuł jak zalewa go fala ciepła, pomimo łez nieba przynoszących chłód z każdym kolejnym zetknięcie z jego ciałem. Nie był to gniew. Nie wiedział co, ale nie gniew. Zaśmiał się. Trochę dziko, trochę desperacko. Wtedy cały czas silnie trzymając lewą ręką tallię kobiety, wbił zęby w jej obojczyk. Nie ugryzł mocno, jednak tak, żeby poczuła odrobinę bólu. Chciał poczuć jej ból. Zobaczyć jakiego jest koloru. Chciał zrobić jeszcze coś innego. Trzymał uścisk dosyć długo. Tak, że gdy w końcu odsunął swoją szczękę, na delikatnej skórze pozostał ślad. Znak, być może to słowo jest bardziej odpowiednie. Delikatnie pocałował to miejsce a potem szepnął jej do ucha delikatnie:
- Nie chodzi o śmierć jaką postrzegają inni. O śmierć materialną...Jeszcze nie rozumiesz. - Zrobił pauzę. Chwila ciszy trwała długo. Eberes czekał na grzmot, na moment przypominając sobie o jego pięknym brzmieniu. Jednak się nie doczekał, więc kontynuował. - Jeżeli chcesz zrozumieć, jeżeli chcesz być, znajdź mnie o jutrzejszym wschodzie, Feyyrl.
Po tych słowach powoli odsunął nuż z jej gardła, puścił ją i zaczął odchodzić jak gdyby nigdy nic w kierunku przeciwnym. Miarkowanym, eleganckim krokiem, z w pewien sposób dumnie uniesionym podbródkiem i przykładną postawą, co kontrostawło z jego ubłoconym ubiorem. Jednak nawet w takim ubiorze wyglądał jakoś majestatycznie.
Deszcz już praktycznie przestał padać, jednak wiatr nadal niósł ze sobą przyjemne, świeże i wilgotne powietrze.
Offline
Długi czas jeszcze stała tak, niczym posąg, patrząc w miejsce, gdzie zniknął ów tajemniczy przybysz. Nie ruszając nawet palcem, po prostu spoglądając w pustkę, jakby w niedowierzaniu.
Czy to wszystko naprawdę się wydarzyło? Czy może znów jej wyobraźnia ją oszukiwała, igrała z myślami? Jednakże deilkatne pulsowanie bólu na obojczyku temu skutecznie zaprzeczało. Musiała więc to być jednak rzeczywistość. Niesamowicie nieprawdopodobna.
Wciąż czuła w tym miejscu jego obecność. Drganie powietrza, zapach, dotyk, nawet chłód ostrza przyłożonego do szyi. On jednak zniknął, odszedł, pozostawiając ją w niepewności, z masą różnorakich pytań, na które nie znała odpowiedzi.
Stała tak i niczego nie rozumiała. Ani słów mężczyzny, ani też całego zajścia ogólnie. Ale czy jednak chodziło tu o to racjonalne zrozumienie? Zaczynała szczerze w to wątpić. Więc o co tak naprawdę chodziło? Co miał na myśli mówiąc o śmierci materialnej?
Kiedy w końcu jej serco powróciło do swego normalnego rytmu i oddech również przestał być chaotyczny, pozwoliła sobie na odrobinę rozluźnienia. I tak musiała to wszystko raz jeszcze dokładnie przeanalizować i przemyśleć, choć w głebi serca była niemal pewna co zamierza zrobić. Zrzuciła kaptur z głowy, odgarnęła z czoła mokre włosy, starannie unikając wzrokiem swojego nowego 'znamienia'. Zadbała wręcz o to, by szczelnie zakryć je częścią swojej garderoby. A potem bardzo 'majestatycznie' usiadła dokładnie tam, gdzie do tej pory stała. I tak wyglądała już jak upiór, będąc przemoczoną, potarganą, więc co jej szkodziła jeszcze odrobina błota? Nie miała najmniejszego znaczenia. Ukryła twarz w dłoniach i trwała tak przez kilka dobrych chwil. Nie przeszkadzał jej fakt, że ubranie ma mokre do ostatniej, najmniejszej nitki, ani też, że temperatura powietrza nie była zbyt wysoka. Wszystkie emocje jakie kłębiły się teraz w jej sercu i duszy skutecznie ją od wewnątrz ogrzewały. W końcu podniosła jednak wzrok na niebo. Pochmurne, szare, pełne chmur, z których spadały ostatnie krople deszczu.
Odlecieć?
Nie, nie, nie, to wszystko nie miało sensu. Bardzo daleko zagrzmiał grzmot, jakby echo zakończonej burzy. W tym samym momencie Ireth podniosła się z ziemi, zdecydowana co zamierza zrobić. Pytanie dlaczego zepchnęła w najdalszy kąt własnego umysłu. Co z tego, że zachowa się jak ślepa owca, idąca posłusznie za swym panem nawet na własną rzeź? Co z tego, że ponownie będzie naiwnie wierzyć w opatrzność i łaskawość losu. I tak nie miała niczego do stracenia, przynajmniej tak uważała.
A chciała poznać odpowiedź. Powolnym krokiem ruszyła przed siebie, tak by w końcu zniknąć gdzieś za rogiem. Poszuka, postara się odnaleźć.
Offline
Ireth miała pecha. Diabelnego pecha. Siedziała na grzbiecie Lunatiego, a ten, gdy już miał cel, pędził na złamanie karku nie bacząc na nic. Ze wzgledu na harpie głównie biegł, rozrywając ogromnymi pazurami potężnych łap podłoże i wzbijając tumany kurzu, gdy pomagał sobie skrzydłami utrzymać równowagę. Gdy musiał coś przeskoczyć, albo teren okazywał się wyjatkowo nierówny bądź śliski, zaczynał lecieć, szybując nisko nad ziemią. W takich chwilach prędkość wydawała się jeszcze wieksze przez migajacą pod półgryfem trawą, kamieniami, którymi wybrukowane były ulice. Wreszcie bestia dopadła studni, którą zaczęła obchodzić powoli dookoła zataczając coraz większe kręgi. Węszył. Wreszcie drapieżnik znalazł trop podobny do poszukiwanego i gdy tylko upewnił się, że jest to właściwy zapach, krzyknął, nie mogąc powstrzymać normalnej w takiej sytuacji dumy. Chwilę potem znów ruszył przed siebie, tym razem znacznie wolniej, przystając czasem, by znaleźć najsilniejszy trop. Polimorfka na jego grzbiecie mogła mieć pewność, że prędzej czy później znajdzie mężczyznę, zaś patrząc na zacięcie Lunatiego, miało być to raczej prędzej. Zdecydowanie prędzej.
Offline
Słońce, osiągnąwszy już zenit, leniwie zaczęło wędrować ku zachodowi, z naciskiem na to "leniwie". Wiosna rozpoczęła się na dobre na Ziemiach Zakonu. Dzień wydłużał się i miał wydłużać do Święta Przesilenia Letniego. Swoją drogą - wielka szkoda, że nie obchodzono tych Świąt w Zakonie. Że nikt o nich nie pamiętał...nie to co u Elfów. Elfowie zawsze pamiętali by czcić Dni Matki Natury należycie. Zwłaszcza zbliżające się Beltaine, obchodzone w nocy, 30 Letthera, Święto Rozkwitu i Płodności.
Ziemia pachniała intensywnie. Na drzewach pączki zamieniały się w liście i kwiaty. Trawa biła soczystą zielenią, a gdzieniegdzie żółciły się mlecze.
Po lazurowym niebie sunęły białe obłoczki. Nic nie wskazywało na popsucie się tej pogody, więc amazonka wybrała się na spacer.
Na Ziemiach Zakonu było stosunkowo spokojnie. Owszem, mnóstwo osób przewijało się obecnie, lecz jakoś nikt nie przykuł jej uwagi na tyle, by mogła się z kimś zaznajamiać. Jedynie z butelką wina w Karczmie, i to z ochotą.
Znudzona zatem, dotarła do Studni. Wsparła dłonie o kamienny krąg i spojrzała w dół, nie rozmyślając wielce, gdyż nic nad czym mogłaby się zadumać nie przychodziło jej do głowy...
Jedynie czekała, może coś się wydarzy? Może ktoś tu zawita...?
Offline
Mieszkaniec stolicy
Aleera przyszła tutaj prowadzona niczym innym jak intuicją. Myślała o Zakonie, zastanawiała się, czy zostanie tutaj na dłużej... Teraz jednak nie mogła jeszcze odpowiedzieć na te pytania.
Przy studni ujrzała kobietę, której postać wydawała się znajoma. Gdy podeszła na parędziesiąt metrów rozpoznała w niej kobietę, którą widziała w karczmie. Ta, która miała narkotyki... Czyżby zła kobieta?
Podeszła do niej bliżej i usiadła na kamiennym murku studni. Spojrzała na kobietę spokojnym brązem swoich oczu.
- Nie boisz się, że możesz mieć problemy przez używki? - zapytała wprost. Bezczelnie, jednak nie miała zamiaru się teraz przejmować kulturą...
Offline
Drobna stąpająca cicho i chyba ciągle na plecach sylwetka, do reszty odziana w czerń i zakapturzona tak, że nie dało się dostrzec ni kawałka twarzy, podeszła do studni i zaczepiła do haka przyniesione ze sobą wiadro. Zręcznie uporała się z kołowrotem i czekała chwilę aż pojemnik się wypełni. Następnie wyciągnęła wiadro, postawiła na murze studnie czekając aż nieco ociecze.
Ostatnio edytowany przez Mofera (2010-06-23 19:02:21)
Offline
Na dnie wiadra coś zamigotało. Gdy pochyliła się, żeby zobaczyć co tam jest, jej oczom ukazał się ogromny, srebrny medalion na łańcuszku, grawerowany w roślinne wzory. Wyglądał na stary, biorąc pod uwagę znaczące go zaśniedzenia.
Offline
Mruknęła coś pod nosem cicho w obcym, brzmiącym południowo języku. Ściągnęła zręcznie czarną rękawiczkę ukazując szaropopielatą dłoń i szybko, aby nikt jej koloru nie dostrzegł sięgnęła do wiadra z wodą by wyjąć medalion. Wyjąwszy go ubrała szybko rękawiczkę na mokrą dłoń, drugą zaś uniosła znalezisko na wysokość oczy by dostrzec szczegóły grawerunku.
Offline
Medalion był wielkości dłoni, płaski, z pewnością otwierany sądząc po zawiasach i szczelinie biegnącej przy krawędzi. Był jednak zaskakująco lekki jak na czyste srebro, którym jednak z pewnością był.
Zdobienia natomiast przywodziły na myśl pnącza Insiru, nieco może zatarte i ukazujące upływ czasu, jednak jeszcze mimo wszystko czytelne. Wiły się dookoła całej powierzchni obu stron. Były z pewnością dziełem elfickim sądząc po stylu i to bardzo wysokiej klasy. Przedmiot z pewnością sporo kosztował.
Offline
Otworzyła medalion bardzo ostrożnie, niemal z namaszczeniem. Tak małe zawiasy... Cóż, musiały być dziełem nie byle jakiego mistrza. Samo ich wykonanie musiało kosztować dużo, nie mówiąc już o grawerunku i kruszcu, z którego biżuterię wykonano. Do tego ta lekkość... Czyżby umagiczniony? Niezależnie od tego czy go sprzeda czy zachowa na pewno się przyda. No, tak przynajmniej jej się wydawało. Zajrzała do środka.
Offline
Mofera otworzyłaBY medalion, gdyby nie fakt, że nie była w stanie tego zrobić. Wbijała paznokcie w szczelinę, ale ten za nic w świecie nie chciał się otworzyć.
Offline
Rzuciła coś głośniej niż zwykle w tym samym południowym języku. Zabrzmiało jak przekleństwo. Wyjęła z lnianej torby sakiewkę, a z sakiewki monetę. Spróbowała podważyć medalion dukate, jednocześnie uważając by ten nie wymsknął się jej do studni. Wolała wiedzieć co zabiera.
Offline
Medalion ani drgnął. Tkwił sobie tylko zamknięty na amen w drobnych dłoniach dziewczyny i nie dawał się podważyć nawet złotym dukatem. No i na pewno nie bał się przekleństw, nie ważne w jakim języku były wykrzykiwane.
Offline
Pomruczawszy jeszcze z niezadowoleniem pod nosem schowała medalion do torby, chwyciła ciężkie od wody wiadro w obie ręce i ciężkim korkiem poczłapała w stronę z której przybyła - to jest do pobliskiej kuźni.
Offline
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |