Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Mieszkaniec stolicy
Roberto zatrzymał się przy kręgu. Jego zdziwienie sięgało granic.
***
Kreey leciał na targ, przez całą drogę rozmyślał o tym, dlaczego wszyscy zasnęli. Nagle zauważył, że przeleciał strasznie duży kawał drogi, a targu jak nie było tak nie ma, a w całej okolicy jest tylko snieg. Roberto nie mógł uwierzyć, że pomylił drogi, ale najwyrażniej tak się stało. Nagle zobaczył miejsce, w którym ewidentnie wydeptano śnieg, którym szło wiele osób. Skierował się tam.
Zdziwił się, bo ślady wyglądały na świeże, a z tego co mu było wiadomo cały zakon spał dość długo. Leciał tuż nad ścieżką, tak zeby jej nie zgubić i nagle trafił na krąg. Bardzo, bardzo duży krag.
***
Roberto obejrzał krąg. Był pewien, że ktoś zrobił go specjalnie. ale nie miał teraz czasu na takie zmartwienia. Nie miał zielonego pojecia gdzie jest, a nawet z której strony przybył. Był całkowicie zdezorientowany. W końcu wybrał którąś ścieżkę i uznał, że będzie leciał tam, gdzie ona prowadzi.
Ostatnio edytowany przez Roberto (2010-02-25 17:51:02)
Offline
Wystarczyła chwila nieuwagi, troche utraconej uwagi i Kreey znów zgubił dorgę. Skąd o tym wiedział? O tym fakcie wyraźnie poinformował go rozłożysty dąb, na którego korze zatrzymał się ptasi dziób Roberto.
Zakonnik spadł na śnieżne zaspy, które zebrały się pod drzewem. Jasnym było, ze nie nadaje się do dłuższych lotów. Krótkie odcinki, ledwo, bo ledwo, ale mógł jeszcze przelecieć...
Offline
Mieszkaniec stolicy
Roberto powoli wyczołgał sie ze sniegu. Co się ze mną dzieje? - pomyślał kreey - Całkowicie tracę orientacje, w tym stanie w ogóe chyba nie powinienem latać... Jeszcze przez kilka chwil strzepywał z siebie snieg, by następnie resztkami sił wleciał na jakąś większą gałąż dębu. Odpoczywał tak dość długo.
***
Gdy juz był dość wypoczęty, chociaż sam nie wiedział, ile czasu odpoczywał ruszył w drogę. Poczatkowo leciało mu się dość dobrze, ale po chwili musiał sobie zrobić przerwę. Po kilku kolejnych wznowieniach kreey zauważył, ze zbliza się niebezpiecznie do częstotliwości 1 minuta lotu -> 5 minut odpoczynku. Bardzo nieodpowiadała mu ta sytuacja, ale na szczęście jeszcze leciał, w bliżej nieokreślonym kierunku w prawdzie, ale leciał. Nie wiedział gdzie jest, ale wyszedł z założenia, że na pewno tam gdzie leci jest większa szansa na spotkanie kogoś, niż na tym sniegowym pustkowiu.
//Prosze, niech jakis MG zdecyduje gdzie dolecę. Sam nie jestem w stanie zdecydować, a niespodziewane sytuacje pobudzaja u mnie wenę twórczą, która jest tak w cenie w ostatnim czasie ;) //
Offline
Kreey, jak wszystkie ptakopodobne zaczął pojmować, ze coś zakłóciło jego wewnętrzny biorytm, odbierając mu wszelką sprawność w powietrzu. Teraz był jak kulawy, brnący przez dziury i śnieg zarazem. Teren dookoła zmieniał się, wiatr wiał mocniej, ale on nie umiał dostosować ruchów swoich skrzydłem do nowych warunków.
Nagle, gdy juz był pewien, że czeka go... spacer, znalazł ostoję. Gdzieś tam, pośród ośnieżonych drzew zamajaczyła chata z otwartymi drzwiami... Pozostawało mu juz tylko ukryć się w niej do czasu, aż ktoś go znajdzie i zabierze do Wieży, lub aż sam dojdzie do siebie...
Offline
W samym środku pola, w samym środku nocy zaczęło się dziać coś dziwnego. Z daleka, idąc polem widać było że coś błyszczy niesamowitym blaskiem. To się pojawiało, to gasło. Zjawisko było co najmniej dziwne i pewne było, że ktoś powinien to zbadać. Nawet na ziemiach Zakonnych takie rzeczy nie były na porządku dziennym.
Offline
Andre szukał miejsca do spania. Nie chciał spać w karczmie, tam za bardzo tęskniłby za piwem, którego nie dostanie, póki nie zjawi się karczmarz. Idąc już tak trochę wojownik nagle zobaczył światło. Dziwne to było zjawisko, ów światło raz rozpalało się, raz gasło. Andre postanowił podejść bliżej i się temu przyjrzeć.
Offline
Sytuacja Motykarza była... kłopotliwa. Zbliżając się do owego dziwnego obiektu, był jednocześnie jak na widelcu, nie chroniony przez żadną zasłonę. Miał do wyboru: wyjść na otwarte pole i zmierzyć się z tym zjawiskiem bądź wymyślić jakiś sposób na to by podejść jednocześnie nie narażając się na natychmiastowe zauważenie.
Na tyle blisko na ile się znalazł, widział, że jest tam kilka postaci, które są źródłem owych błysków. Wytwarzane przez te postaci światło było białe i kojarzyło się Andreasanowi z błyskawicami. Ze zdziwieniem stwierdził, że dotąd gwieździste niebo teraz pokryło się ciemnymi chmurami...
Offline
grethit. Zrobią ze mnie danie główne i jeszcze przypieką. Andre przykucnął. Miał nadzieję, że go nie zauważyli. Mógł iść dalej albo się cofnąć niezauważony. Zdecydował się na to pierwsze. Życia nie żałował, było beznadziejne.
Magowie musieli być potężni skoro manipulowali pogodą, przynajmniej tak wydawało się motykarzowi. Zawsze pozostawał manewr "błyskawicznej" ucieczki, gdy nieznajomi okażą się nieprzyjaciółmi. Andreasan zaczął się czołgać w stronę światła. Raz Mangelowi śmierć
Ostatnio edytowany przez Andreasan (2010-03-14 16:26:04)
Offline
Mieszkaniec stolicy
I tak oto Andreasan usłyszał głos:
-Pssst! - ciszę przerwał znów ten sam głos - Kolego tutaj.
Okazało się że głos dobiega z dziwnego wypiętrzenia w śniegu. Przypominało trochę, te które zostawiają krety, ale to było dużo większe i w śniegu. Nagle z końca wypiętrzenia wyszła... głowa.
-Łojzicku! Dłógo mam czekaci nim zareagójerz? Zimno mi! Arz muwie nie ortografisznie! Wskakój do tónelu zakradniemy sie do nich. Chyba rze sie bojisz?
Offline
Arevis jak zwykle przechadzał się po ziemiach zakonnych. Zobaczył gdzieś w oddali błyski. Zaczął powoli iść w tamtą stronę, aż w końcu zaczął skradać się za drzewami lecz pole ma to do siebie, że w końcu drzewa się kończą i zaczyna pole tak więc postanowił czołgać się za zaspami śnieżnymi. Podchodząc od tej strony zobaczył dwóch motykarzy. Poluzował troszkę miecz w pochwie i zaczął powoli czołgać się w śniegu. Gdy wreszcie podszedł dostatecznie blisko zaczął przyglądać się błyskom. Nie miał pojęcia jakie zamiary mieli ludzie, ale wolał zostać na jakiś czas w ukryciu, przynajmniej póki nie dowie się po co tu są.
Ostatnio edytowany przez Arevis (2010-03-15 14:39:55)
Offline
Bogowie są niczym
Arghez zawsze miał w zwyczaju przechodzić tam, gdzie zwykle nic się nie dzieje. Miał nadzieję na spokojny i relaksujący spacer, ale to błyski to przesada... Jak można odprężyć się gdy ktoś normalnie daje po oczach takim pokazem... Tego było za wiele. Anioł zaczął powoli przechodzić wydeptanymi ścieżkami. Wzdłuż jednej z nich widział boczne rysy, tak jakby ktoś miał dodatkową parę rąk, lub lekko rozłożył skrzydła. Idąc dalej tym tropem zauważył Arevisa. W ciemnościach nie był pewien kim jest spotkany Anioł, ale błyski wystarczająco rozjaśniły teren by mógł w nim poznać znajomą postać. Po cichu zakradł się za niego. Stanął obok z głupim uśmiechem na twarzy. Chciał dla żartu przestraszyć go kładąc lewą rękę na jego ramieniu... No ale niestety ręki nie ma. Lekko przejechał mu kikutem po plechach i tyle... To chyba nawet powinno być zabawniejsze niż to co planował.
Offline
Arevis wzdrygnął się i przestraszył, gdy poczuł czyjś dotyk na plecach, szczególnie, że to co go dotknęło wydawało się nie mieć dłoni. Chciał się szybko obrócić lecz uznał, że zrobi wtedy za wiele hałasu więc powoli odwrócił głowę i chwycił miecz za rękojeść. Bardzo się zdziwił, gdy zobaczył tam Anioła.
- Arghez?! - wykrzyknął zdumiony troszeczkę głośniej niż zamierzał - Co ty tu robisz? - Barbita spojrzał wtedy na kikut ręki towarzysza - I co ci się stało w rękę... znaczy się jak ona odpadła... - Anioł był trochę zmieszany mówiąc o utraconej ręce maga, głupio było mu pytać się o takie rzeczy.
Offline
Bogowie są niczym
- Jakby to ująć... Przeterminowała mi się... Długa historia pewnego nekromanty który użył zatęchłego zwoju... Esz... Ale teraz nie o tym... Widziałeś to? - Wskazał kciukiem prawej ręki ledwie widoczne w ciemności skrzydła...
- A tak szczerze, to co tu się dzieje?
Offline
- Nie mam pojęcia. - odpowiedział Arevis do Argheza - Może później będzie czas by wysłuchać tej historii. Teraz jednak staram się zobaczyć co powoduje te błyski i czym one właściwie są. Pewnie to jacyś magowie, ale nie mam pojęcia co zamierzają zrobić chodźmy trochę bliżej - powiedział i podkradł się kilka kolejnych metrów i zaczął się przypatrywać postaciom w oddali.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Głowa obruciła się po czym rzekła: Łojzicku! i dodała: Łojzicku, a na koniec powiedziała: Wskakujcie! Tunelem nas nie zauważą... Na co czekacie? Spokojnie ja będe kopać, a śnieg jaest wysoki. To jak?
Offline
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |