Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Wątek Zamknięty
W TYM WĄTKU MOŻE SIĘ WYPOWIADAĆ JEDYNIE SOL
Budziła się powoli, krew powoli napływała do oczu, zaczynała widzieć. Jednak pierwsze co poczuła to to że ból w podbrzuszu zniknął, a całe ciało już tak nie paliło. Jednak nie tylko to się zmieniło. Była wyraźnie inna, czuła ze jej ciało się zmieniło. Leżała na zimnym drewnie, ziemia kołysała się i wszystko wokół bulgotało... Kilka cucących kropel opadło na jej twarz.
Offline
Zanim jeszcze oderwała twarz od śmierdzącego zgnilizną wilgotnego drewna, zamrugała, co przysporzyło jej bólu, a suche oczy zapiekły, zmuszając gruczoły do wydzielenia oczyszczających łez.
Oddychała? Tak. Powietrze kłuło w płuca, które musiały się doń przyzwyczaić na nowo.
Z trudem uniosła się na łokciach. Czuła się sztywna, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, a mimo to poruszała się. Coś jakby odetkało jej żyły i tętnice, w których zaczęła nieprzerwanie płynąć krew, wpuszczając w nią życie i siłę.
Uniosła głowę, lecz czarna grzywa splątanych kosmyków przesłoniła jej oczy...Zaraz, zaraz...Czarna?!
Z zadziwiającą żywotnością poderwała się, chwytając za włosy, drąc je z głowy...Były czarne, czarne, czarne jak pióra kruka.
Z przerażeniem ogarniającym jej dopiero co zbudzony umysł, dotykała swej twarzy...nosa, ust...przyglądała się swoim dłoniom, stopom, kolanom, nawet piersiom...Coś było nie tak!
Obróciła się dookoła. Dotarło do niej, że jest na statku....na okręcie o poszarpanych żaglach...Podbiegła do burty...prawej, potem lewej...wbiegła na dziób, z impetem zatrzymała się na drewnianej sztachetce rufy.
Wszędzie, wszędzie była tylko woda!
Nie wiedząc w co wbić niespokojne oczy, usiłowała sobie coś przypomnieć. Kim jest i co tu robi? Ale nie potrafiła, nie było nic wstecz. Tylko ziejąca ciemnością i nieograniczonością P-U-S-T-K-A.
Wewnętrzna strona lewego uda - przeszyło jej myśli. Opadła więc, podwinęła giezło...i przeczytała wytatuowany drobnym pismem wyraz.
- Sol - wydała z siebie pierwszy dźwięk, jakże obcy dla własnych uszu.
I niezmierzonej przestrzeni w jakiej się znalazła.
Jedyne co mogła jeszcze zrobić to zejść pod pokład. Podniosła się i podeszła do klapy. Chwyciła za uchwyt i uniosła wieko...
Offline
Pod pokładem nie było dużo miejsca. Sol dostrzegła przewieszony w kącie niewygodny hamak, oraz postawiane wszędzie stosy skrzyń i beczek, najwidoczniej pełnych. Na środku stało jednak zwykłe końskie koryto, z którego sterczał srebrny kij. Chyba jedyne dziwactwo tego miejsca poza tym wszystko jak na małej fregacie. Był także stolik z jedną świeczką i leżącą nań oprawioną w skórę, ciężką księgą.
Offline
Z nie mniejszym wcale przerażeniem stąpała ostrożnie i rejestrowała wszystko wzrokiem. Hamak, który, choć niewygodny, mógł służyć za jako takie posłanie. Beczki i skrzynie ułożone w nieładzie. Aż strach pomyśleć, co w nich się znajdowało...
Co jednak napawało ją trwogą i pomieszaniem to końskie koryto ze srebrnym kijem, stojącym złowieszczo ku przestrodze. Takie przynajmniej odnosiła wrażenie wlepiając oczy w to dziwne zjawisko.
Ominęła obiekt szerokim łukiem, by podejść do niedbale wykonanego stolika. Zauważyła, że knot świeczki nie był jeszcze upalony, aczkolwiek księga wyglądała na używaną. Świadczyła o tym chociażby obtarta oprawa.
Małą kajutę oświetlały blade promienie słońca chcące wedrzeć się jak najusilniej przez małe okienka. Tak było w dzień, a co jeśli zapadnie noc? Skąd weźmie ogień by użyć świecy?
Tak prosta potrzeba pociągnęła za sobą kolejne...Skąd żywność? Skąd woda pitna? Jak ma przeżyć bez jedzenia i picia? Nie myśląc dłużej dopadła do pierwszej ze skrzyń, próbując oderwać deski...
Offline
Nie było to łatwe zadanie. Deski trzymały solidnie, w końcu jednak udało się jej dorwać do zawartości. Cóż, na pewno nie było to to czego szukała. W wnętrzu skrzyni znajdowały się niedbale uszyte kaftany, przypominające te marynarskie. Poskładane były jakby dokładniej niż to mogła przewidywać po ogólnym bałaganie. Wszystkie były mniej więcej jednakowe, choć w jednych szwy były lepsze, w innych zaś krzywe i już się prujące. Przebiegając obok koryta Sol dostrzegła małą, złotą dźwignię. Dziwnie nie pasującą do drewna.
Offline
Z wielkim zdenerwowaniem i zniecierpliwieniem wyciągała te łachmany ze skrzyń, rozrzucając je dokoła. Grzebała w nich bezwiednie szukając...czegokolwiek.
Ze złością wreszcie cisnęła koszulą, która przypominała bardziej szmatę, w stronę przedziwnego koryta. Gałgan upadł tuż obok i dopiero teraz Sol zauważyła błysk złota. Podbiegła doń, by ujrzeć pozłacaną dźwigienkę... Wolała jej nie dotykać...bała się tego przedziwnego urządzenia. Nie wiedziała, czemu mogłoby służyć...jakim siłom - dobrym czy złym?
Kątem oka zerknęła na spoczywającą w dalszym ciągu na stoliku księgę. Może były w niej zapiski na temat tego tajemniczego zjawiska? Podeszła do niej, położyła ostrożnie dłoń na oprawie...Musiała być stara... Przynajmniej pokrywała ją warstwa kurzu.
Sol odjęła rękę i otworzyła tomiszcze...
Offline
Strony były puste, gotowe do zapisania jako pamiętnik, dziennik.... Cokolwiek. tylko pierwsza stronnica była zapisana, drobnym pochyłym pismem, które zdawała się skądś znać. Miała zamęt w głowie, obce wspomnienia napływały przed oczy, istota jej umysły jakby do końca nie umiała się zdecydować kim tak naprawdę jest. W końcu odczytała litery.
Oto Nikoletto bądź przeklęta na wieki istotą swej nieśmiertelności. W obcym ciele, z obcą duszą na sumieniu. Cierp na samotność, niewygody - nie mogąc ani się zestarzeć ani podzielić się cierpieniem. żywności masz dosyć, szmat i łachmanów także ci pod dostatkiem. Znajdziesz sieci, koryto świńskie będzie ci dostarczać wody. Nie uświadczysz naczyń - aby jeść jak zwierze, z którym się zrównałaś. Nie znajdziesz noża by ulżyć męką. Oto kara sprawiedliwa za to uczyniłaś...
Tekst kończy się pozostawiając resztę strony czystą.
Offline
Z każdym kolejnym słowem czuła, jak jej serce powleka się całunem. Wargi jej drżały, wygięte w grymasie przerażenia i bólu. Imię, tak dobrze znane, dźwięczało w myślach. Krótka notka wyjaśniała wszystko. I nic.
Zawróciło jej się w głowie. Wybiegła na pokład i zwymiotowała za burtę.
To bolało! Te myśli krzyczały, coś w środku miotało się jak dziki zwierz uwięziony w za małej klatce.
Drżała na całym ciele.
Ona jest Sol.
Ale kim jest Sol?
Kim jest Nikoletta?
I co to w ogóle za klątwa?! Czym zawiniła ta Nikoletta, że skazano ją na taką katorgę? I dlaczego jest tu Sol, a nie owa przeklęta? Co się z nią stało?
Tysiąc myśli na minutę. Tysiąc zdarzeń, łączących się w logiczny łańcuch. Logiczną układankę!
Panika. Strach. Krzyk i płacz.
- ...nie... - wyszeptała na koniec, wyczerpana nerwami, wycieńczona świadomością.
Zasnęła. Obudził ją dopiero kolejny dzień.
I już wiedziała, co się stało. I co się dzieje.
Chwiejnym krokiem zeszła pod pokład. Nie była głodna. Właściwie czuła się jak zjawa. Intuicyjnie odszukała gęsie pióro i atrament. Biorąc księgę wyszła na zewnątrz. Do światła, w którym to niepewnie otworzyła tomiszcze. Na pierwszej czystej stronie. Drżącą dłonią zanurzyła ostry czubek pióra w czarnym płynie...
Jestem Nikolettą w ciele Sol, władczyni Wilczyc Amazonek. Skazano mnie na wieczną mękę w znienawidzonym ciele z chorym umysłem. Nie ma tu dla mnie ani życia, ani śmierci. Klątwa spoczywać na mnie będzie na wieki...
Ostatnią kropkę rozmyła łza.
Offline
Usłyszała puknięcie. Po chwili drugie. Trzecie. W różnych miejscach statku. W regularnych odstępach czasu. Jakby coś otaczało okręt i opukiwało jego burty. Nie ustało to po chwili, nie była to zwykła ławica ryb, natarczywość zjawiska wytrąciła ją z letargu. Gdy uniosła oczy ku małemu okienku jakiś cień przemknął czy raczej przeturlał się na chwile zasłaniając jasną smugę światła. Zapadła cisza...
Offline
Z niemałą złością popatrzyła na nakreślone przez siebie zdania. Wyrwała gwałtownie kartkę, zgniotła i cisnęła w kąt.
Po chwili usłyszała puknięcie. Jeszcze jedno. I kolejne. Wzruszyła ramionami.
Stara łajba
Jednak stukanie nie ustawało. Odłożyła pióro, a księgę zamknęła. Zatknęła kałamarz korkiem, obwijając go pieczołowicie szmatami i chowając go skrzętnie w jednej ze skrzyń. Wtedy to zwróciła wzrok ku okienku. Na moment mrok wypełnił kajutę. Zjawisko ustało.
Zacisnęła zęby, a dłonie w piąstki. Nie była dzieckiem morza, co to, to nie. Tego była pewna. W przeciwieństwie do wielu innych, trawiących jej umysł, spraw.
ale kto nie słyszał o wielkich potworach morskich! Smokach, wężach, krakenach!
Stała tak i zastanawiała się, co robić. Czy wyjść? Czy zostać? Czy chciała upewnić się, że to była tylko wielka ryba? a może wolała nie wiedzieć, co to było?
Nie to żeby się bała. Nie wiedziała, czym jest strach. Chociaż może teraz... Nie wiedząc już, co jest prawdą, a co iluzją?
Nie, to nie był strach. To było zagubienie.
Nie wahając się już ani chwili dłużej, wspięła się po schodkach i znalazła się na pokładzie. Wokół, czego się można było innego spodziewać, był ocean, którego tafla spokojnie się kołysała. Ale ten spokój, i ta szumiąca wodna cisza były nie do zniesienia!
Podeszła do burty, ostrożnie i pewnie chwytając się drewnianej poręczy. Nie wychylając się przezornie, spuściła wzrok ku wodzie..
Offline
Nie jednak woda była zaskakująca. Dostrzegła coś kontem oka. Nie potrafiła tego nazwać, określić. Widziała kiedyś - czy to jako Sol czy to jako Nikoletta - ryciny ośmiornic. To coś ja przypominało. Miało może 4, 5 stóp wzrostu i opierało się na licznych ramionach niczym na kończynach. Całe ociekało śluzem. Nie widziało jej, grzebało w jednej z beczek porozrzucanych niedbale po pokładzie i bardzo było tym zajęciem zaaferowane. Prychało, bulgotało, charkało jak chłop po sobotniej libacji.
Offline
Żadnych gwałtownych ruchów. Kreatura jej nie zauważyła, więc dobrze byłoby, gdyby tak pozostało. Niech sobie pogrzebie...potem może wróci, skąd przylazło.
A jeśli nie?
Diabli nadali!
Zaraz też przyszło jej coś do głowy. Słowa klątwy. Mogła zatem sprawdzić. Przede wszystkim siebie. Przede wszystkim to, kim jest. Może rozwiałoby to w jakiś sposób wątpliwości...
Jeśli ma cierpieć wiecznie...? To czy pokraka mogłaby ją zabić? I ulżyć cierpieniu?
Głupia jesteś! - skarciła się w duchu. Przecież Nikoletta jest obłożona klątwa. Nie Sol! A tu nastąpiła jakaś chora i katastrofalna w skutkach pomyłka!
Ostrożnie i powoli zmierzała pod pokład...Może udałoby jej się znaleźć coś...cokolwiek, czym mogłaby przepędzić stworzenie...
Offline
Deska na której stanęła tuż przed zejściem na pokład zajęczała żałośnie. Ruchy potwora były niespodziewanie szybkie. Obrócił się w ciągu sekundy. Jednak nic ponadto. Oczy miał wielkie, wyłupiaste, jakby ktoś przygniótł go niewyobrażalnym ciężarem i tak zostawił. Oparł się jak goryl z dalekich południowych krain na dwóch przednich, mocarnych mackach i patrzył. Cóż, łatwo było źle odczytać emocje z facjaty czegoś tak obrzydliwego ale Sol przysięgłaby że ta istota także się boi. A co najmniej nie wie co robić. Potwór zabulgotał dziwnie...
Offline
Już miała przeklinać deskę, która niechybnie ją zdradziła, lecz czy to z barku czasu, czy ze zdziwienia, zaniechała swego zamiaru.
Stwór spostrzegł ją. Ale ani nie ryknął, ani nie rzucił do gardła, jak to bestie miały i mają zapewne w zwyczaju. To "coś" zastygło i wlepiło w Sol wielkie, wyłupiaste ślepia, w których malowało się...napięcie? Czyżby ośmiornico-podobna istota bała się jej? Drobnej i kruchej kobiety?
A może pierwszy raz widzi człowieka? Może dla tego potwora morskiego, Sol była równie dziwnym i nadzwyczajnym zjawiskiem? Nieprzewidywalnym w swych czynach?
Było, nie było, dla czarnowłosej kreatura była żywą istotą. Pierwszą, jaką spotkała od czasu...od bardzo długiego zdaje się czasu. Nie tylko od tych dwu dni na statku, ale od wielu, wielu...takie przynajmniej odnosiła wrażenie.
Pierwszą, a może i ostatnią.
- Nie chcę zrobić ci nic złego - powiedziała spokojnie i powoli, zdając sobie sprawę, jak beznadziejnie musi to wyglądać.
Wyciągnęła ostrożnie otwartą dłoń.
I tak nikt nie widzi, jak próbuje się porozumieć z potworem, który nie dość że nie rozumie, nie mówi i nie myśli racjonalnie, to w dodatku może ją pożreć.
Offline
Potwór zabulgotał. Tylko tak można by to określić. Potem zamilczał przez chwilę, stojąc w idealnym bezruchu. Po chwili, jego macka niczym czułki ślimaka zaczęła się powoli, jakby drgająco, w pełnej gotowości by się cofnąć, wydłużać w jej stronę, w stronę jej dłoni. Macka była oślizgła, zimna w dotyku, początkowo jedynie musnęła palce i wyjątkowo szybko cofnęła się o kilka cali. Tylko po to ab6y znów jej dotknął. Stwór zagulgotał patrząc jakby z wyczekiwaniem.
Offline
Wątek Zamknięty
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |