Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Samael cierpiał, ale jako anioł, był dla śmierci trudnym przeciwnikiem, z resztą, czyż nie był aniołem boga śmierci?
- Harpie... - powiedział charcząc, najwyraźniej czuł, ze musi opowiedzieć historię, która tak go urządziła - Obudziłem się, z innymi w forcie... Chciałem lecieć na zwiady... harpii są setki! Tysiące! atakują wszystko... wszystko co wzniesie się ponad drzewa... Chciałem... chciałem uciekać... - zaczął płakać, jak małe, przerażone dziecko - Nie mogłem, było ich tyle... wszędzie dookoła... Przebaczenia! Chciałem uciec... a potem... potem pojawił się chłopiec... - tu przerwał całkowicie.
Myśliwy dopiero teraz zauważył, ze anioł ściska w pięści jakiś zakrwawiony kawałek materiału... Ściskał go tak bardzo, ze aż pobielały mu knykcie. To co się tam stało, musiało być koszmarem, skoro wojownik taki jak on, anioł z początku czasu, narodzony wraz z Mangelem i służący mu od początku czasu był w takim stanie, psychicznie i fizycznie...
Offline
Mieszkaniec stolicy
Ogień w kominku buchnął Tym samym ogrzewał anioła i myśliwego który teraz, po turecku siedział przed źródłem ciepła. Uważnie słuchał to co mówił do niego Samael. Próbował zrozumieć co przeżył i co teraz czuje. Współczuł mu, nienawidził bólu i bardzo się go bał. Według niego, było to jedno z niedopracowań natury i jako istoty wyższe i rozumne powinny potrafić go kontrolować. W końcu był to zbędny komunikat gdy już wiedziałeś, że nic ci nie jest i wyjdziesz z tej choroby i ran cało.
Na całe szczęście człowiek dziś nie filozofował. Miał inne zmartwienie, musiał co chwilę doglądać poszkodowanego.
Gdy dojrzał tajemniczy materiał w jego dłoni zignorował to. Nie mógł tak po prostu odebrać tego zielonoskrzydłemu, nie w tym stanie w którym był. Musiał poczekać, aż ten ochłonie, inaczej mogłoby to odbić się na jego, już fatalnym stanie psychicznym.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Przedzierając się przez śnieg wreszcie dotarł do drewnianej chatki. Przetarł zmarzniętymi rękoma oczy po czym zastukał do drzwi. Sprawiło mu to lekki ból, przecież jego ręce były zmarznięte.
Nie czekając na odpowiedź otworzył drzwi wchodząc do środka. - Jest tu ktoś? - zapytał mając nadzieję na odpowiedź. - Chciałbym nauczyć się Oprawiania skór i pancerzy! - krzyknął znów czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Ogień w kominku palił się w najlepsze. Ciepło które się zeń wydzielało rozgrzało cały cech i znużyło do snu myśliwego, który z braku jakiegokolwiek zajęcia poza doglądaniem rannego, postanowił się zdrzemnąć. Niestety, ten błogi stan przerwało wkroczenie wampira którego najwyraźniej nikt nie nauczył manier i dobrego zachowania. Jego krzyk zerwał na równe nogi człowieka, który teraz był wściekły. Nienawidził z całego serca takich istot, tych które uważają się za nie wiadomo kogo i uważają, że mogą sobie na wszystko pozwolić. Nikt nie miał prawa go budzić z tak lichych powodów. W końcu to nie szkoła, a nawet jakby to trzeba było najpierw uporać się z tym całym bałaganem, wszędobylskim burdelem.
Araton spojrzał z pode łba i ruszył w stronę swojego głupiego gościa. Wziął go za fraki i zaczął mu dobitnie tłumaczył co wypada, a czego nie. Po chwili otworzył drzwi i wyrzucił go z budynku.
Następnie trzasnął ze złości drzwiami. Chwilę trwało gdy wreszcie doszedł do siebie, ale i tak zrujnowało mu to zajście calusieńki dzień.
Westchnął głęboko ze zmęczenia i podeszły do anioła wyciągnął z jego dłoni zakrwawiony materiał. Rzucił na niego okiem i odłożył na parapet przy którym stało łóżko.
-Widzę, że nadal jesteś w szoku? Kto ci kazał lecieć? Przecież harpie nie są przezroczyste, nawet najstarszy starzec na świecie, by je dojrzał bądź usłyszał. - Zmarszczył swoje czoło i spoglądał z politowaniem na Samaela.
Offline
Anioł zawył i skulił się na łóżku, a z ran które się wtedy otwarły znów trysnęła krew.
- Tylko nie wy! - krzyknął chowając twarz we własnych dłoniach - Tylko nie wy! Nie chce już! Odejdźcie! - niemal wył rzucając się konwulsyjnie po pościeli.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Jego reakcja była natychmiastowa. Uniósł prawą rękę do góry i wymierzył cios pięścią w twarz anioła. Nie mógł pozwolić, by ten co rusz wpadał w panikę. Miał już powyżej dziurek od nosa tego wszystkiego, on też miał ograniczoną cierpliwość której pokłady na dziś już się skończyły.
Teraz musiał znów oczyścić rany i je zabandażować, ale pytanie czym? Została mu tylko koszula którą miał na sobie, a bluzkę już wykorzystał jako ściereczkę. Ale cóż miał innego zrobić, jak znów nie wyjść na zewnątrz i powtórzyć to co robił wcześniej? I tak też uczynił.
Po powrocie zdjął zakrwawione opatrunki i obmył rany, po chwili rozdarł swoją górną część odzienie i zabandażował Samaela najdokładniej jak mógł.
Później przycisnął zielonoskrzydłego do łóżka w taki sposób, by nie mógł się poruszać. To była ostatnia szansa, by się uspokoił, w innym przypadku nie zdoła mu już pomóc.
-Słuchaj idioto! - Krzyknął myśliwy i dodał. -Zrób tak jeszcze raz, a pożałujesz. Wiec, że mogę skrócić twoje cierpienia w każdej chwili, ale tego chyba nie chcesz, prawda?
Offline
Anioł zwiotczał i padł nieprzytomny. Jego dłoń też się rozluźniła i spomiędzy palców wypał zmięty, zakrwawiony materiał.
Myśliwy podniósł go machinalnie przyjrzał zaciekawiony. Coś tu było nie tak. Samael, gdy przybył do chaty, miał na sobie standardowy, zielony mundur Eskadry Północnej, ten kawałek materiału był, kiedyś, nim splamiła go krew, biały. Skąd wobec tego mógł pochodzić? Czyżby te słowa o chłopcu, to nie było tylko bredzenie poranionego?!
Offline
Mieszkaniec stolicy
Cały czas przyglądał się zakrwawionemu materiałowi. Pochłonęło go to tak bardzo, że zapomniał o bożym świecie, popadł w zadumę. Cała ta sytuacja była nadmiar dziwna. Przecież członek eskadry północnej nie mógł ot tak zwyczajne dać się zranić głupim harpią. Czyżby chłopiec o którym wspomniał był celem poświęceń?
Ale teraz myśliwy nie mógł tego w żaden sposób potwierdzić, anioł był nieprzytomny. Może za bardzo na niego naciskał? W końcu nie posiadał żadnej wiedzy psychologicznej, chociaż ta go bardzo interesowała. Czyżby Samael... nie, nie mógł tak myśleć. Dzięki eskadrze zakonnicy czuli się bezpieczni, przecież nie przyjmują tam byle kogo.
-Niech to szlag! - Krzyknął przez zęby. Teraz był bezsilny.
Offline
Samael obudził się kilka godzin później, był spragniony i oszołomiony. W rany musiało się widać zakażenie, bo jego gorączka powalała nawet opiekującego się nim myśliwego.
„Gdyby był człowiekiem, już by nie żył” – pomyślał Araton ocierając pot i krew z czoła podopiecznego. Zakrwawiony kawałek materiału palił jego ciekawość żywym ogniem, ale nie mógł popędzać anioła, nie chciał by znów odpłynął mu w krainę snów.
- Przekażesz Xaweremu… przekażesz… ze zawiodłem i że przepraszam. – wydukał w końcu ranny, zasypiając niespokojnie. Trzeba sprowadzić medyka... inaczej ten anioł zdechnie i nic nie powie!
Offline
Mieszkaniec stolicy
Tak, nie było czasu na rozmyślania nad sensem, sensu życia i jego bezsensu! Tu i w tej chwili trzeba było działać! Myśliwy rozejrzał się energicznie po pokoju i nie znajdując nic co mogłoby zbić gorączkę uchylił okno. Teraz tylko to mógł uczynić.
Człowiek zaczął się szykować do opuszczenia na chwilę anioła. Ubrał buty i zarzucił swoją bluzkę, niestety nie miał pod spodem koszuli, a w taki ziąb... No nic musiało mu wystarczyć to co ma.
Spojrzał jeszcze tylko na kawałek zakrwawionego materiału. Wolał go na razie tu zostawić, inaczej mógłby i na pewno, by go zgubił w tych śniegach i innych ziemiach,
Ruszył pędem w stronę drzwi i nie oglądając się za siebie otworzył je i wyszedł, nie było czasu do stracenia.
Offline
Gdy myśliwy wyszedł, anioł nawet się nie ocknął. Całe jego ciało płonęło, umysł z resztą też. Rzucał się w pościeli, krzycząc coś niezrozumiałego gdyż jego język zdrętwiał i zmienił się w nienadająca się do mowy kłodę. W całym tym bredzeniu, dało się zrozumieć tylko jedno słowo, jedno imię, „Maja”.
Offline
Vicky dotarła tu pierwsza, w końcu miała skrzydła... Spojrzała niepewnie na stojącego w drzwiach chaty wampira, wzruszyła tylko ramionami i weszła do środka. Na łóżku leżał nieprzytomny zielonoskrzydły anioł. Był ciężko ranny, natychmiast znalazła się przy nim. Odłożyła torbę medyczną na podłogę, tak, żeby móc w każdej chwili do niej sięgnąć. Odgarnęła zakrwawioną pościel i obejrzała go dokładnie. Był opatrzony prowizorycznie, ale to nie wystarczy, ehh najlepiej byłoby go zabrać do szpitala, tylko jak? Szybko przyniosła sobie czystej wody. Zdjeła opatrunki, na wszelki wypadek je odmaczając, żeby mu przypadkiem jeszcze bardziej nie zaszkodzić. Wyciągnęła z torby środki do dezynfekcji i bandaże. Przy rozcinaniu starych pomagała sobie zręcznie skalpelem. Delikatnie przemyła ranne miejsca, sprawdziła czy nie ma żadnych złamań. Wymyła anioła z krwi i założyła nowe opatrunki. Anioł gorączkował, na to też musiała coś poradzić. Przygotowała najsilniejsze leki jakie miała i podała nieprzytomnemu zielonoskrzydłemu, co wcale nie było łatwe, powinno jednak pomóc, o ile nie wdarło się w rany jakieś zakażenie.
Teraz zostało jej tylko czekanie na człowieka, który ją tu sprowadził. Usiadła wygodnie, tak, żeby móc obserwować pacjenta i drzwi jednocześnie.
Offline
Anioł rzucał się maginie, walcząc i zasłaniając się przed jakimś, widzialnym tylko dla niego przeciwnikiem z piekła rodem. Sądząc po jego okrzykach i wyciu, chciał kogoś uratować, a jednocześnie uciekać przed jakimś zagrożeniem.
Panikował. To nie było dobre. Rany znów się otwarły, krew zbroczyła nowe opatrunki i łóżko. Anielica byłą świadoma, ze dalsze takie zachowanie, wpędzi anioła do grobu… ale co ona mogła teraz zrobić?! Nawet zmorzony chorobą i ranami, wojownik był od niej silniejszy, a jego reakcje były nie do przewidzenia…
Offline
Vicky jęknęłą w duchu. Żałowała, że nie jest w szpitalu tylko w tej niewielkiem drewnianej chatce, tam byłoby znacznie łatwiej. Wyciagnęła z torby medycznej środki uspakajające, pomyślała, że po powrocie do szpitala, będzie musiała uzupełnić swoje zapasy. Podała je aniołowi z nadzieją, że tamten zaśnie i na nowo zajeła się zakładaniem opatrunków nie rozwijając tych starych, tylko zakładając jedne na drugie, żeby nie poranić go jeszcze bardziej. Miała nadzieje, że to wystarczy, nie przychodziło jej do głowy nic więcej co mogłaby zrobić. Martwiła się także człowiekiem który po nią przyszedł... bardzo długo nie nadchodził... a jego pomoc byłaby nieoceniona.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Jak anielica zauważyła, myśliwego nie była bardzo i to bardzo długo. Na tyle, że słońca już powoli zachodziło za horyzontem, szło spać. Czyżby coś mu się stało? Nie, on po prostu wolał wszystkie swoje sprawy załatwiać od razu, przy okazji pobytu w miejscach gdzie mógł to uczynić. A do tego dochodziła jego wrodzona ciekawość i nic dziwnego, że to właśnie przez nią się spóźniał.
Bynajmniej sam nie uważał, że postąpił dobrze, to było nie sprawiedliwe wobec osób które tu ściągnął. Nawet jak były nimi jedna medyczka. Ona miała też swoje problemy, pracę od której zależało niekiedy życie innych istot.
I właśnie teraz, gdy powoli przedzierał się przez grube zaspy śnieżne, prześladowało go czucie, że zawiódł, że przez swoją opieszałość ktoś musiał na niego czekać. Może brzmi to nieco śmiesznie. Co jak co, ale przecież to nie powód do załamań i depresji! Jednakże on był bardzo wrażliwą osobą. Martwił się o wszystko i wszystkich, nawet jak tego kogoś nie znał. Nie potrafił przejść obok niczego obojętnie. Taki już był, to czy było to dobre czy złe, pozastawiał opinii innych.
Gdy się tak zastanawiał i gdybał, nawet nie zauważył, że o to przed jego nosem znajdowały się drzwi. Dopiero po wejściu i uderzenie w nie, dopiero się obudził. Można było wreszcie powiedzieć "Nareszcie"! Chwalcie ten dzień, bo oto Araton przybył, może nieco spóźniony, ale przybył
Nacisnął na klamkę i pociągnął do siebie. Wszedł do środka noga za nogą, jakby się czegoś bał. Spojrzał to na Samaela, to na lekarkę.
Ona zrobiła na prawdę porządną robotę. Tylko wydawała się taka zmęczona. Cóż ten idiotyczny gwardzista musiał tu wyprawiać?! Tu chyba na prawdę była potrzebna jego pomoc. Musiał ją za to przeprosić, podziękować za opiekę i inne rzeczy. -Ja najmocniej przepraszam, że... Chyba jeszcze się nie przedstawialiśmy?
Offline
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |