Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Polimorfka dalej w towarzystwie dwóch kotów, jak i również trzech zakonnych strażników powróciła na Tereny Rolnicze. Tym razem szła jednak ostrożniej, uważnie się rozglądając. Nie wynikało to z faktu, że nie pamiętała drogi do kryjówki kontrabandy, bo pamiętała, wolała jednak nie zaliczać tym razem takich przygód jak ostatnio.
W końcu zatrzymała się, zmrużyła oczy i mocniej przycisnęła Xnifsa do piersi.
- Dalej wolałabym jednak nie iść. Koty zaczynają się denerwować. - I Faktycznie ryś kręcił się już nisepokojnie pofukując pod swoim nosem, a lwiątko wtulało głowę pod pachę polimorfki. - Ale bez problemu zjadziecie tę dziurę w ziemi. Nawet stąd rzuca się w oczy, prawda? - W oddali wprawny obserwator dostrzegłby dziwną, czarną plamę na środku płaskiego krajobrazu, jakim było to pole. - Jest dokładnie na wprost, widzą panowie? - Zapytała jeszcze.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Podążył wraz ze swoimi nowymi kompanami oraz kobietą, która zleciła zbadanie tego miejsca.
Duch obserwował uważnie okolicę na pierwszy rzut oka niezbyt pasjonująca. Nie spostrzegł tu zbyt wielu punktów odniesienia. Właściwie to zastanawiał się jak Ireth potrafiła powrócić do tego miejsca, kiedy on już całkowicie zgubił się pośród tych wszystkich ścieżek, źdźbeł i ziemi.
Ciężkimi butami udeptywał wszystko na swojej drodze, więc może po własnych śladach potrafiłby wrócić. Lecz póki co było zadanie do wykonania. Zamartwianie się powrotem najlepiej zostawić na sam koniec.
Fallian swoimi pustymi szarymi oczami wpatrywał się niekiedy w koty towarzyszące kobiecie.
Wyglądały całkiem przyjaźnie...
Na słowa Ireth De'aray zauważył dziurę. Nie wydawała się być niczym nadzwyczajnym, ale lepiej nie bagatelizować żadnej niepozornej rzeczy. Tego już dawno się nauczył.
-Widzę o pani.- powiedział krótko, w końcu był na służbie. Tu prawdziwe emocje grały drugorzędną rolę.
Spojrzał na krasnoluda i czekał na rozkaz.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Na środku pola podniósł się Maćko, który na trzeciej stronie, jeszcze podczas mrozów stracił przytomność.
Moja głowa! Kurde! Ojejciu! Moja głowa!
PO CO RZUCAŁEŚ TEN KAMIEŃ?! - odezwał się głos
Zdenerwował mnie! - odpowiedział Maćko
JA CI DAM ZDENERWOWAŁ!
Aaa! - i w tej chwili Maćko zaczął podskakiwać i trzymać się za głowę - Boli!
MA BOLEĆ... EJ! MNIE TEŻ BOLI! AAA!
To przestań!
JUŻ.
Głupie jak but sumienie!
Offline
Srebrzyści ruszyli do dziury w ziemi, powoli, skradając się, jakby spodziewali się ataku partyzantki.
Gdy doszli do skraju dołu wystarczyła im ledwo minuta, by określić znalezisko jako "pierdolona kontrabanda!" i natychmiastowe wycofanie się z powrotem, do polimorfki.
Rozmiar i finezja w ukryciu tego poletka zmuszały do okazania szacunku. Kto mógł coś takiego zdziałać? Od jak dawna ta plantacja zatruwała i niewoliła kotołaki na ziemiach Zakonu? Przecież nie można było tego wykopać w zimie! To musiało trwać co najmniej od lata!
Offline
I cały jej misterny plan, żeby Srebrzystych zostawić tu z ich robotą legł w gruzach. Bo przecież MUSIELI się do niej cofnąć. Westchnęła w duchu, mocniej przytuliła do piersi Xnifsa i spojrzała po towarzystwie.
- No dobrze panowie. To teraz co? - Zapytała, siląc się na stosunkowo spokojny ton. - Bo jak mniemam nie można tego tu tak sobie zostawić. Te wszystkie kot... Kotołaki i inne koty. To chyba im raczej szkodzi, nie? - Kucnęła przy drugim z towarzyszącym jej kotu. Ryś był 'bardziej dziki' niż jego towarzysz lwiątko i polimorfka wiedziała, że z nim należy postępować ostrożniej. Mimo wszystko chciała zwierzaka jakoś wesprzeć, nie zważając na możliwość uzyskania kolejnych zadrapań. To było tak mało istotne w obliczu cierpienia tego kota. Przywołała na twarz spokojny wyraz i czekała. Czekała na działania ze strony służb do tego przeznaczonych.
Offline
Wartownicy popatrzyli po sobie, wzruszyli ramionami i... uciekli. Parszywcy albo myśleli, ze to zabawne, albo autentycznie zadanie ich przerosło i woleli zabrudzić gacie w jakimś innym miejscu, bez przemytników na karku. Oczywiście, cały ten cyrk zostawili Ireth, bo jak kobieta, to i pracowac powinna za wszystkich.
Offline
Nie, to było po prostu niemożliwe. To był jakiś cholerny żart, sen...
Tyle, że nazbyt wyraźnie czuła piekące zadrapania na przedramionach (a ponoć w snach bólu się nie odczuwa), a jeszcze wyraźniej widziała tuman kurzu unoszący się za oddalającymi się strażnikami. I to ma być ta elitarna służba Zakonu?! To chyba jakaś kpina, czego nie omieszkała przekazać, rzucając za odchodzącymi kilka jakże pięknych epitetów, szczególnie uderzając w ich męskość.
Stała tak przez chwilę, bezradnie spoglądając raz na wejście do kryjówki, raz na ścieżkę, którą tu przyszła. Przygryzła dolną wargę. Co do cholery ona sama miałaby tu zdziałać?! Przecież żadna była z niej działaczka, siłaczka, czy nawet osoba specjalnie skoordynowana. Co ona miałaby zrobić jeśli natknęła by się na tych całych przemytników?! Co ona miałaby zrobić z całą tą kryjówką, skoro strażnicy nie zrobili z nią nic?! Durne jej szczęście, durny jej los. I durne przekonanie, że mimo wszystko nie mogła tej sprawy takiej rozgrzebanej zostawić.
Powolutku odstawiła młego kociaka z powrotem na ziemię, pogładziła jednego i drugiego delikatnie po grzbiecie po czym wstała i znów zerknęła na ten 'przeklęty otwór w ziemi'.
- Wy zostajecie. Ja idę. Na chwilę. Zobaczę, czy da się coś zrobić. - Powiedziała chyba tylko i wyłącznie dlatego, że chciała przerwać panującą tu przeraźliwą ciszę. Miała wrażenie, że nawet ptaki, gdzieś tam między źdźbłami zamarły, czekając na jakiś jej ruch. Westchnęła cicho i bardzo, bardzo powoli ruszyła w stronę jamy. Chciała tylko raz jeszcze rzucić okiem na to, jak wyglądał 'wystrój wnętrza' tego osobliwego przybytku. Może wówczas przyszedłby jej do głowy jakiś pomysł, co z tym fantem zrobić?
Offline
Ireth skradała się do otworu, niczym stolec morderca do zwieraczy, w środku ważnej zabawy ku czci Zelgadrisa. Cóż z tego, skoro kryjówka przemytników wydawała się pusta jak łeb któregoś smoka? Było nawet coś epickiego w tych podchodach z nikim, jakaś cząstka dawnych czasów, gdy dzieci rodziły się masowo, nie wiadomo skąd i pod jaką postacią…
Gdy podeszłą naprawdę blisko, zauważyła, że z pod jednego krzaka wystawał mały, zakurzony but. Ktoś się tam perfidnie chował i bardzo jej się to nie podobało.
Offline
Może jednak jej się przywidziało? Może tego buta wcale tam nie było? A może nie znajdował się wcale na nodze, tylko tak sobie leżał?
Tylko dlaczego w ogóle w to nie wierzyła? Zmrużyła oczy, a jej dłoń instynktownie powędrowała w stronę przytroczonego do paska sztyletu. Raczej marna dłoń, w marnych rękach, ale zawsze dawała chwilę czasu... Przykładowo na późniejszą przemianę.
Ale jak na razie, na tym działania Ireth się zakończyły. Str\ała w bezruchu, w zupełnej ciszy, spoglądając wgłąb jamy. Co też ona tu robiła?! To nie było JEJ zadanie. To nie była JEJ walka...
To co tu jeszcze robisz złotko? Zmykaj do domu, nie baw się w bohaterkę. Głos, który ponownie odezwał się gdzieś tam na tyłach jej umysłu, sprawił, że się wzdrygnęła. Nie spodziewała się jej usłyszeć znowu i to po tak krótkim czasie! Palce mocniej zacisnęły się na rękojeści, gdy to spychała tą drugą świadomość, gdzieś jeszcze głębiej, byle tylko jej nie słyszeć...
- Dobra. Kimkolwiek jesteś i cokolwiek tam robisz. Wyłaź jeśli ci życie miłe! - Starała się, by jej głos zabrzmiał pewnie, a nawet trochę groźnie. W duchu jednak ogarniało ją przerażenie. Dlaczego Mia znów się odezwała, dlaczego znów pakuje się w tarapaty. Dlaczego zwyczajnie nie umiała sobie odpuścić?
Offline
Liście zaszeleściły, a but poruszył się - wiec miał żywe nadzienie. Pełne napięcia oczekiwanie zapanowało nad ziemianką. Ireth czekała aż but i jego nadzienie się poruszą lub przemówią, zaś ten zgrany duet na dnie dołu najwyraźniej postanowił poczekać aż niedobra polimorfka pójdzie w cholerę, albo jeszcze dalej.
Okazało się, ze dziewczyna miała silniejsze nerwy niż szewski duet i po chwili, spod krzaka, wylazł chłopaczek, na oko, ośmioletni. Twarz miał brudną od ziemi, ręce też, jeśli nie liczyć krwawych linii ran. Ubrany był w stary worek jaki noszą biedacy, zaś w ręku trzymał grabki, którymi zazwyczaj spulchnia się glebę w donicach.
- Obiad? – zapytał patrząc na Ireth wzrokiem tak bezgranicznie pełnym nadziei, że nawet uboże porzygałoby się ze wzruszenia.
Offline
- Co do...? - Nie dokończyła, zdumienie na jej twarzy mówiło jasno samo za siebie. Puściła trzymane przez siebie ostrze i przez moment, który wydawał jej się wiecznością, wpatrywała się w zabrudzoną twarz dzieciaka. Co on tu robił do cholery? Potrząsnęła gwałtownie głową, otrząsając się z tego przedziwnego uczucia 'zawieszenia'. To co się tutaj działo podobało jej się coraz mniej. To było po prostu odrażające, ohydne, okrutne i w ogóle złe.
- Żaden obiad. Wyłaź stamtąd. I to natychmiast. - Powiedziała trochę zbyt stanowczo, trochę zbyt natarczywie. To było przecież jeszcze tylko dziecko, ale jej niestety udzieliła się atmosfera całego zajścia. Była zdenerwowana, zmęczona i niemalże skrajnie zdezorientowana. Podniosła spojrzenie i rozejrzała się nerwowo dookoła. A jak 'właściciele' ziemianki postanowią wrócić? Drgnęła i znów wzrok swój utkwiła w chłopcu. - No chodź. Proszę. - Tym razem starała się zabrzmieć trochę spokojniej, milej, cieplej. - Porozmawiamy, a potem obiad. - Zdołała nawet wykrzesać z siebie delikatny uśmiech.
Offline
Chłopaczek wyciągnął z cienia drugą nogę i… okazało się, że zakuta jest w łańcuch, niknący gdzieś w krzakach, którymi najwyraźniej się zajmował. Chłopaczek podniósł pęto które uniemożliwiało mu oddalenie się, popatrzył na nie i jeszcze raz na Ireth.
Po chwili… krzyknął dziko i zmienił się w śnieżnego kota, ale nawet wtedy łańcuch dostosował się do jego kończyny. Ponowna przemiana i kolejne lękliwe spojrzenie w stronę dziewczyny były jak baty, bolesne, nagłe i dotkliwe.
- Nie mogę. – powiedział dzieciak z dołu głosem smutnym, jakby powtarzał to sobie już po raz setny.
Był zmieszany, najwidoczniej nie za często widywał ludzi, a ci którzy do niego przychodzili nie byli dla niego zbyt mili. Choć co chwila zerkał na Ireth, nie umiał zatrzymać na niej wzroku na dłużej.
Offline
Gdy zobaczyła pęto... Coś w jej wzroku zmieniło się. Pojawiła się w nim złość tak nagła, że nawet samą dziewczynę zaskoczyła. Od kiedy to ona aż tak przejumuje się czyimś losem (Od zawsze? Ale nigdy się do tego nie przyznawała...). Jednak, gdy chłopaczek zmienił się w zwierzę... Wtedy coś w niej pękło. Gwałtownie cofnęła się o krok, z mieszanką przedziwnych i sprzecznych ze sobą uczuć w duszy. Polimorf?! Polimorf jako jakiś pieprzony niewolnik?! To było... Nawet słów jej zabrakło, by określić to okrucieństwo.
To bolało i to bardzo mocno. Potrząsnęła głową, ponownie się rozejrzała, a chwilę później już znajdowała się w swej ptasiej postaci. Machnęła skrzydłami, wzbijając się w powietrze. To co chciała zrobić było chyba jednym z bardziej pochopnych wybryków w jej życiu. Żeby z własnej, nieprzymuszonej woli pchać się do kryjówki kontrabandy? Na taki pomysł mogła wpaść tylko ona...
Na krótki moment zawisła nad wejściem do tej jamy. A chwilę później już lądowała na ziemi, w pewnym oddaleniu od chłopca, starając się pozostać w miarę w cieniu krzewów. Tam przybrała z powrotem postać człowieka. Klęcząc na jednym kolanie, czekała aż wzrok przyzwyczai jej się do innego światła, jednocześnie nasłuchując jakiś niepokojących dźwięków. Jednak nawet jeśli było by tu teraz 'stosunkowo' bezpiczenie, to wciąż pozostawał fakt, że chłopiec był przykuty... Dosyć istotny szczegół.
Offline
Wydawało się, ze nikogo poza małym nie ma w kryjówce, w każdym razie, z miejsca gdzie stała mogła objąć wzrokiem całość ziemianki i nikogo innego nie widziała. Zastanawiającym był dobór pracownika, czy też może niewolnika. Łańcuch na polimorfa musiał być bardzo specyficzny, z dodatkiem srebra i oznaczony podobnymi runami jak ubrania polimorfów, tak by dopasowywał się też po przemianie – nie łatwo zdobyć coś takiego. Komuś zależało na tym by to właśnie on siedział w tej cuchnącej dziurze.
- Nikogo nie ma – powiedział mały podchodząc do niej – Ale wrócą wieczorem, Jorius mówił że przyniesie obiad. Ty nie masz obiadu i nie jesteś od Joriusa… Od kogo jesteś od Gidii?
Wydawał się zaciekawiony, ale nie tak jak dzieci mają to w zwyczaju. Bardziej jak straceńcy, uprzejmie zainteresowani żoną kata. Było mu wszystko jedno tak bardzo, ze aż bolało serce, nie mówiąc o łzawiących oczach.
Offline
Raz jeszcze rozejrzała się, tak tylko dla pewności. Potem wstała i podeszła do chłopaczka.
- Od kogo jestem? - Spojrzała na dzieciaka zaskoczona. - Powiedzmy, że jestem od siebie. Kim jest ten Jorus, co? - Wyrzuciła praktycznie na jednym tchu, jednocześnie krytycznie spoglądając na łańcuch. Jak u licha miała się go pozbyć? Wątpiła, by jakimś cudem 'opiekunowie' małego zostawili gdzieś w kryjówce do niego kluczyk. Musiała więc wymyślić coś innego. Może jakiś słaby punkt? Znów przykucnęła i dłonią dotknęła jednego z ogniw.
- Jak długo tu siedzisz? - Zapytała cicho, wiodąc wzrokiem za tym specyficznym uwiązem. Ktoś się serio tutaj postarał, by zdobyć taki łańcuch... Potrzeba było czasu, umiejętności i sporych chęci. Sama pamiętała jak długo szukała osoby, która byłaby zdolna stworzyć dla niej ubranie, które nie zostawałoby na ziemi podczas jej przemiany... Ku wielkiej uciesze płci męskiej. Podniosła wzrok na dzieciaka, przyglądając mu się przez dłuższą chwilę. A następnie... Ruszyła wzdłuż łańcucha. W końcu musiał być gdzieś doczepiony. Może tam przyjdzie jej na myśl jakiś słuszny pomysł? Bo jak na razie w głowie miała tylko przetopienie jednego z ogniw (co przy jej zdolnościach magicznych byłoby... Co najmniej kłopotliwe) lub potraktowanie go Ostrzem Notap, co również nie wydawało jej się zbyt dobrym wyjściem.
Offline
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |