W oddali można było usłyszeć szept wiatru pomiędzy gałązkami krzewów, małych drzewek, traw i ziół.Owy szept nakładał się z szumem pobliskiego potoku, którego krystalicznie czysta woda płynęła, co jakiś czas spadając jedną lub dwie stopy niżej uderzają często w wystające ponad powierzchnię kamienie i odłamki skał. W powietrzu unosiła się ciężka mieszanina zapachu mchu,trawy,siana i ziół. Nieopodal królik zjadał właśnie mlecze,a podrugiej stronie strumyka stała sarna, która odeszła nie co dalej od reszty stada. W jednym momęcie królika spłoszył dźwięk jakby dzwonków i w błyskawicznym tempie zniknął w kępie traw.Sarna poderwała głowę i odskoczyła nie co w stronę stada.Zatrzymała się i obejrzała za siebie. Na polanę wkroczyła postać ubrana w szatę barwy krwi, która dzierżyła w jednej ręce kostur z metalu.Metalowe pierścienie wiszące na ramie kostura odbijały się od siebie wydając czysty jak kryształ dźwięk.Oczy osobnika były zamknięte, nie otwarły się nawet na ułamek sekundy, szedł jednak pewnie omijając doły i kamyki. Zwierzęta przyglądały się intruzowi przez chwilę, lecz po chwili wróciły do swoich zajęć. Mężczyzna przysiadł na przewalonym pniu, wyjął z płaszcza małą, czarną książkę, otworzył ją i zaczął studiować. Jego oczy pozostały zamknięte.Czarodziej, którym na pewno był spojrzał naglę w dół i zobaczył małego jeża, pochylił się i podrapał go między uszami. -Witaj przyjacielu.-rzekł, po czym pochylił się niżej i położył dłoń płasko na ziemi. Gdy ją uniusł na ziemi leżało dorodne, czerwone i słodkie jabłko. Czarodziej uśmiechnął się i wrócił do lektóry. Jego oczy pozostały nie wzruszone. ............. Po wielu godzinach studiowania księgi czarodziej wstał i zaczął rozglądać się za ziołami , o których uprzednio przeczytał.Były mu one potrzebne do magicznego rytuału. Po chwili uśmiechnął się znalazł krwawnik i kórze ziele, brakuje tylko dziewięćsiła pospolitego. Miał nadzieję, że nikt mu nie przeszkodzi. -Musi mi się udać.MUSI!!!!!!-Wykrzyczał w myślach. ....................... Słońce było nisko nad choryzontem. -W ten sposób to potrwa wieki.-Wymamrotał. Po chwili przyszedł mu do głowy pomysł, uśmiechnął się i wyciągnął kostur przed siebie. Gdy dzwonki zabrzęczały rubinowa głowica zajaśniała. Okoliczne zwierzęta wzdrygnęły się po czym podbiegły do niego. Były tam jelenie, parę saren, królików itp. -Szukajcie.-Żekł, a zwierzęta się rozbiegły. -O wiele lepiej.-Powiedział z uśmiechem i usiadł jak wcześniej na pniu. ........... -Nareszcie, udało się!-Rzekł trzymając zdobyte zielę.-Teraz czas na mnie. Kula na różdżce czarodzieja rozbłysła i trawa wokół niego została spopielona i rozwiała na wietrze. Mag stanął w samym jego środku i wbił laskę w ziemię. Kolisty rubin ponownie zajaśniał i zamienił się w bryłę światła która rosła, pochłaniając stwórcę dopuki w niej nie zniknął, a jej brzegi nie dotarły do granicy między popiołami, a roślinnością. Kula przestała rosnąć i zaczęła się kurczyć puki nie zniknęła całkowicie, pozostawiając kulisty krater. Po czarodzieju nie było już śladu.
|