Nikoletta - 2010-08-14 21:04:42

Jest takie miejsce w Savantram, o którym mówi się szeptem w towarzystwie lubieżnych chichotów i zalotnych półuśmiechów. Otacza je aura nocy i przyćmionych płomieni kaganków, rzucających wątłe światło zza malowanych szkiełek.
Mówi się o nim, że to klejnot, że serce tego miasta, które odwiedza i podziwia wielu mieszkańców niemalże ze wszystkich klas społecznych. Wprawdzie, nie wpuszczano doń łachudrów i żebraków, lecz dobrze zarabiający rzemieślnik już mógł "zainwestować" tutaj w siebie skrzętnie zarobione pieniądze. Zaraz obok pławiących się w luksusach wielmożów. Kwestią pozostawał tylko poziom tej inwestycji...
Owe miejsce mieściło się w jednej z niszczejącej już nieco kamienic, w jednym z bocznych zaułków głównej ulicy. Łatwo było je rozpoznać po zmroku, gdyż wabiło ono gości tymi barwnymi światełkami i perlistym kobiecym śmiechem. Bo owe miejsce gromadziło najpiękniejsze klejnoty Savantram...

Wejścia do zamtuzu pilnuje barczysty osiłek gotowy obić pysk niemiłemu gościowi. Ale jeśli już przepuści klienta do wnętrza, ten musi wspiąć się po kilku schodach do miejsca, skąd dochodzą głosy rozmów, toasty i śmiech. A kiedy znajdzie się już w pomieszczeniu jego zmysły oszaleją od woni perfum i dymu papierosów, dźwięków melodii wystukiwanej na tamburynach bądź wygrywanej na lirze oraz brzmienia miękkich, zmysłowych głosów kurtyzan. A wzrok! wzrok będzie się sycił widokiem pięknych ciał o jasnej cerze, jedwabistej skórze i krągłych kształtach. Ich oczy podkreślone czarną kreską będą rzucać głębokie, obiecujące spojrzenia. Ich usta pełne, wargi miękkie i wilgotne będą lekko rozchylone i skore do lubieżnych uśmiechów. Ich ciała strojne w piękne i zwiewne suknie będą się wiły w rytm muzyki.
Będą bawiły rozmową na sofach pełnych miękkich poduszek, zachwycały urodą, tańcem, relaksowały masażem i raczyły trunkiem...a potem...potem powiodą na szczyty Rozkoszy. Oczywiście za dobrze uiszczoną opłatą.
Poznaj, jak doskonałe są Klejnoty Savantram!

***

Obudził ją gwar dochodzący gdzieś z dołu. Przytłumiony był czy to bólem, jaki przeszył właśnie jej ciało, czy może inszym przekleństwem. Ból ten pulsował niemiłosiernie chcąc rozsadzić jej głowę i niechybnie byłoby to lepsze, niż przeżywanie go w tym momencie.
Dopiero gdy już nieco przyzwyczaiła się do tego cierpienia, pod palcami poczuła coś niezwykle gładkiego, nieco śliskiego i chłodne, a jednocześnie przyjemnie miękkiego. Otworzyła oczy, lecz wokół panował półmrok. Okno przysłonięte było czerwoną firaną, na parapecie palił się niewielki lampion.
W nozdrza uderzył ją zapach słodki, nieco z byt mocny, może i korzenny. Przymknęła oczy, by rozkoszować się dalej tym zapachem, zbyt słaba by się poruszyć. Ogarniała ją ponownie senność, lecz nagle nasunęło jej się jedno pytanie:
Gdzie ja, do cholery jasnej, jestem?
Chcąc zerwać się na nogi, jedyne co zrobiła to potoczyła się ciężko i upadła twardo z niedużej wysokości. A potem posłyszała głos, który przecież już poznała:
- Obudziłaś się, panienko. To świetnie! - powiedział jej porywacz.

zakonswiatla.pun.pl